12.21.2013

–Czasami się przegrywa… ale myślę, że to „czasami” jest zdecydowanie za często #14

Przeczytajcie notkę pod rozdziałem. Miłego czytania.


~
   Opuściłam na ziemię broń.  Zaczęłam płakać, jak nigdy. Nie wierzyłam w to, że właśnie zabiłam człowieka. Simon może mnie niszczył i sprawiał, że z dnia na dzień tylko bardziej pogłębiałam się w depresji, ale nigdy w życiu nie sądziłam, że kogokolwiek zabiję. Justin był bardzo zszokowany, jednak szybko mu to minęło i próbował mnie przytulić.
-Co ty sobie, kurwa, myślisz?! –krzyknęłam. – Zostaw mnie w spokoju! –dodałam, odpychając go. Nie wykonał mojego rozkazu. Dzięki temu zaczęłam coraz bardziej płakać. Do głowy wpadł mi najgorszy z moich pomysłów. Podniosłam z ziemi broń i przyłożyłam ją sobie do głowy. Zaczęłam grozić Justinowi. Chłopak przełknął głośno ślinę. W jego oczach było widać rozczarowanie, chęć zakończenia tego wszystkiego.
-Mamy teraz tak dużo możliwości,  żeby stąd się wydostać, a ty chcesz to zaprzepaścić?! –zapytał.
-Właśnie zabiłam człowieka! Co może być gorszego? –odpowiedziałam mu, wciąż trzymając broń przy głowie. Wzięłam do serca jego słowa. Wahałam się, czy mam to zrobić. Justin ciągle patrzył w moje oczy, błagając, abym nie robiła nic złego.  Chciałam unikać jego wzroku, jednak to było praktycznie niemożliwe.
-Molly. –błagał. Na jego szczęście, albo nieszczęście, powoli zaczęłam tracić nadzieje na to, żeby się zabić. Była to jedyna okazja, a jednak… Kierowałam broń ku dołu. Gdy była już na wystarczającej wysokości, Justin podbiegł do mnie i zabrał mi ją, po czym zwinnie schował w tylnej kieszeni. Bacznie obserwowałam jego każdy ruch. Chwilę później jego ręce zaczęły wędrować w kierunku mojej twarzy. Cofnęłam się do tyłu.  Znów straciłam do niego zaufanie. Znów czułam się, jakbym go nie znała.
-Dlaczego to robisz? –wyszeptał, próbując dostać się do moich ust.
-Czy nie powiedziałam ci, żebyś się do mnie nie zbliżał?! –krzyknęłam. Westchnął głośno. Przewróciłam oczami.  W nieoczekiwanej chwili do mojej wyobraźni wtargnął widok upadającego Simona. W moich oczach znów zebrały się ogromne łzy.
-Możemy stąd uciec. –zaproponował Justin, wskazując na dziurę, którą jeszcze dzisiaj sprawiłam.
-Co będzie z nim?! – krzyknęłam.  Chwilę po tym Justin znalazł się obok moich ust i je zakrył.
-Zamknij się. Nie chcemy przecież, żeby ktokolwiek nas usłyszał. –powiedział mi do ucha. Zaczęłam się bać. To nie był Justin, którego poznałam rok temu. Tamten był delikatny, miły. A ten? Momentalnie zamienił się w potwora!
-Jesteś bipolarny, czy co? –zakpiłam z niego.  Na mój komentarz mocno ścisnął moją rękę. Zasyczałam z bólu. Uznałam to za odpowiedź. Znienawidziłam go w tej chwili. Stał się dla mnie taki, jak każdy inny człowiek, choć jako jedyny potrafił wyciągnąć mnie ze smutku.
 Justin chciał pomóc mi wyjść z okna, ale ja zignorowałam jego pomoc. Zaczęliśmy się kierować ku wyjściu, gdy zobaczyliśmy ludzi Simona. Moje serce biło bardzo szybko. Gdyby teraz nas zobaczyli, to byłoby po nas.  Justin złapał mnie za rękę. Była bardzo miła i ciepła. Nie ściskał mnie tak mocno, jak robił to przedtem.  Czyżby mój Justin wrócił?  Niedługą chwilę potem, gdy zauważyliśmy, że nikogo nie ma, mój przyjaciel lub chłopak zaczął  mnie ciągnąć w kierunku opuszczonego samochodu.
-Co ty właściwie chcesz zrobić?- zapytałam. Przewrócił oczami w odpowiedzi. Otworzył mi drzwi do auta, po czym rozkazał, abym wsiadła. Niechętnie wykonałam jego polecenie. Zamknął drzwi i sam wsiadł za kierownicę. Zwinnie zapalił samochód swoim sposobem. Ruszyliśmy z piskiem opon.
   Oglądałam chmury, które przemieszczały się powoli po niebieskim niebie. Pojedyncze łzy wydostały się z moich oczu. Justin z każdym metrem przyspieszał. Nie bałam się prędkości. Wręcz uwielbiałam. Jeśli kiedykolwiek ona by mnie zabiła, to byłabym szczęśliwa.
-Czy my jedziemy do ciebie? –zapytałam z  nadzieją, że zaprzeczy. Chłopak nie odpowiadał. Patrzył na ulicę, a jego twarz nie wyrażała żadnego uczucia. Westchnęłam, znów patrząc na niebo.
    Wjechaliśmy na dobrze znaną mi posesję. Justin zgasił silnik, po czym wysiadł z auta, aby mi otworzyć drzwi. 
-Dziękuję. –powiedziałam oburzona.  Szatyn chciał mnie złapać za rękę, ale ją zabrałam. Popatrzył na mnie z zaskoczonym wyrazem twarzy.
-Masz zamiar mnie ignorować? –zapytał, kiedy byliśmy w jego salonie.
-Masz zamiar mnie ignorować? -powtórzyłam jego słowa.  Przewrócił oczami. Usiadłam na sofie, otulając się ciepłym kocem. Justin chciał przyłączyć się do mnie.  Próbował mnie przytulić, ale go odpychałam. Po nieudanych próbach w końcu przestał to robić. Sięgnął po pilota i włączył telewizor. To, co usłyszałam w wiadomościach, totalnie mnie załamało.
Poszukiwany jest Justin Bieber. Ostatnio był widziany w okolicach Santa Maria! Osoby, które widziały tą osobę, proszone są o zgłoszenie tego!
Spojrzałam na Justina z zaskoczeniem. Chłopak na moją minę zaśmiał się głośno.
-Co jest do śmiechu? –zapytałam, całkowicie poważnie.
-Czy ty naprawdę myślisz, że ja jestem jakimś dobrym człowiekiem? –zakpił ze mnie. Zrzuciłam z siebie koc i podeszłam do niego. Usiadłam na jego kolanach i złapałam go za podbródek.
-Byłeś. –wyszeptałam mu do ucha. –Wszystko spieprzyłeś. – dodałam po chwili. Wstałam i poszłam w stronę łazienki.  Justin był zaskoczony moim gestem, jednak również udał się za mną. –Masz zamiar mnie teraz śledzić?
-Ostatnio coś się stało, prawda? –mruknął pod nosem. Przewróciłam oczami i otworzyłam drzwi. Podeszłam do szafki, w której było mnóstwo leków. Justin bacznie obserwował moje ruchy.  Wyciągnęłam tabletki nasenne.
-Piękna kolekcja. –powiedziałam, pokazując moją zdobycz. Zaczął iść w moją stronę, gdy sypałam tabletki na swoją rękę. Otulił mnie w talii, po czym zaczął zabierać mi tabletki. Nie mogłam dziś mu ulegnąć.  Zacisnęłam mocno swoją prawą rękę, ponieważ w niej trzymałam zabójczy przysmak.
-Oddaj mi to. –rozkazał Justin.
-Nie oddam!- krzyknęłam mu w twarz. –Daj mi to zażyć, a w końcu przestanę ci niszczyć życia. –zaproponowałam.
-Nie niszczysz jego. –powiedział całkowicie spokojnie.
-Jak nie? –zapytałam, totalnie zaskoczona jego odpowiedzą. Nieco rozluźniłam rękę. Justin  zobaczył  mój ruch, więc wykorzystał to i zabrał tabletki z mojej ręki. Do moich oczu zaczęły napływać łzy.  –Gdybym teraz odeszła, to wszystko by się zmieniło. –mruknęłam pod nosem.  Chłopak najwyraźniej został zraniony tą wypowiedzią, co mnie niezmiernie ucieszyło. Tylko dlaczego akurat ucieszyło? Przestał mnie trzymać za talię. Ruszył w kierunku kosza i wyrzucił tabletki, po czym wrócił do mnie. Stanął bardzo blisko mojej twarzy i złapał mnie za ręce.
-Wszystko by się zmieniło, tak? Zmieniłoby się moje nastawienie do życia. Z początku uważałem ciebie za zwykłą sukę. Zresztą tak, jak każdą inną dziewczynę, którą Felix kazał mi przyprowadzić do niego. Wszystkie były takie naiwne, że to mi się w głowie nie mieści. Ale ty? Ty zmieniłaś to. –przerwał, spoglądając w moje oczy. – Zmieniłaś moje nastawienie do życia. Mogłem go zabić w każdej chwili, ale to nie byłoby w porządku. Nie żałowałem żadnej straconej dziewczyny…  Zazwyczaj większość była wypatrywana przez Internet. Nie wyobrażasz sobie, jak wielkie umiejętności miał Felix. Mógł znaleźć każdego! Potem poznałem ciebie. Byłaś całkowicie inna. Z depresją, samookaleczałaś się. Mówiłem tobie to już wiele razy, ale ja naprawdę nie chcę, żebyś kończyła swoje życie. –powiedział ostatnie zdanie szeptem. Starałam wziąć do siebie to, co właśnie powiedział, ale nie potrafiłam.
-Możesz mnie również zostawić w spokoju! Nie zabraniałam ci nigdy. Dopóki tutaj jestem, nie będę się zbytnio przejmować, co przyniesie jutro. Przecież jutro jest jutrem. W pewnym sensie żałowałabym, że pozbyłam się ciebie, bo byłeś osobą, która zawsze unosiła mnie  na duchu… Każdej nocy zastanawiałam się, czy znajdę taką osobę. –powiedziałam, równocześnie śmiejąc się i płacząc. –W końcu znalazłeś się ty. –wyrwałam od niego swoje ręce, po czym szturchnęłam go w klatkę piersiową. Ten gest był zupełnym zaskoczeniem dla niego, jednak nie przejął się nim zbytnio. –Pamiętasz, gdy powiedziałam,  że cię kocham? –zapytałam. Pokiwał niepewnie głową, również dając mi szansę na dalszą wypowiedź. –To było kłamstwo.  –zaśmiałam się niepewnie. –Nigdy nie wierzyłam w miłość i na pewno nie będę wierzyć. Miłość to świństwo. Niszczy człowieka gorzej niż najcięższa depresja. Chociaż… większość ludzi w tym wieku ma właśnie depresję przez miłość. To jest chore! Prawdopodobnie umrę samotnie. –powiedziałam do Justina to wszystko z niewiadomego powodu. Widać było, że zabolały go te słowa.
-I tak nie zmienię zdania o tobie. Cokolwiek powiesz. –wyszeptał mi do ucha, po czym je delikatnie pocałował.
-Przegrywam.  –mruknęłam pod nosem.  Myślałam, że on tego nie usłyszał, jednak jak zwykle los musiał mnie zawieść.
-Proszę, powtórz to.

-Czasami się przegrywa… ale myślę, że to „czasami” jest zdecydowanie za często. –uśmiechnęłam się smutno do Justina i opuściłam z płaczem pomieszczenie.  


~
Mamy za sobą rozdział 14. 
Prosiłam, żebyście przeczytali notatkę, prawda? Więc tak... Długo się zastanawiałam, czy mam to napisać. 
Czuję, że to był ostatni rozdział. Powoli tracę nadzieje na to, że wytrwam do następnego. Chodzi o moje zdrowie psychiczne. Z dnia na dzień moja depresja się pogłębia. To fan ficiton było uwolnieniem od myśli samobójczych, jednak to nie wystarcza. Rany, które mam na ciele są dowodem tego, że nie daję rady dalej funkcjonować. Nienawidzę siebie z całego serca za to wszystko...Dobra, jestem egoistką, bo piszę tylko o sobie, a przecież to nie jest miejsce na takie rzeczy. 
Mam nadzieję, że ten "ostatni" rozdział był dla was w porządku. Starałam się pisać długie zdania, bo ostatnio zostałam za to "skrytykowana", ale kto dba. Ważne jest to, że mimo tych wszystkich błędów wciąż ze mną zostaliście. Chciałabym brnąć do ostatnich rozdziałów... ale nie zdziwcie się, jeśli pewnego dnia dostaniecie wiadomość, że w końcu odeszłam. Ta notatka nie ma sprawić, żebyście mi współczuli. Proszę was o komentarze na temat rozdziału, bo to tylko może "poprawić" moje samopoczucie. 
Dziękuję za wszystkie miłe komentarze, złe i dobre uwagi. Dziękuję za wszystko. Mam nadzieję, że doczekacie się jeszcze wielu rozdziałów. 
Kocham was, Julia. :) 

12.07.2013

–Ciało chłopaka opadło bezwładnie na ziemię #13

   Justin był totalnie zaskoczony tym, co właśnie powiedziałam. Na moich policzkach pojawił się niewielki rumieniec. Chłopak chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział co.  Jego usta znalazły się na moich w ułamku sekundy. Nasze języki walczyły o dominacje.  Czułam, jak uśmiecha się w pocałunku. Cholera, on tak dobrze całował… Dłuższą chwilę później postanowiłam zakończyć to. Justin popatrzył się na mnie z wielką miłością w oczach. Zaśmiałam się.
-Jesteś taka piękna –wyszeptał. Zarumieniłam się mocno na ten komplement. Pomimo skomplikowanych warunków, mogłam wyczuć, jak mocno bije  jego serce.  Załamałam się na chwilę, gdy znów zobaczyłam na jego ramieniu krew. Zaczęłam rozglądać się dookoła, szukając czegoś, czym mogłabym załagodzić upływanie krwi. Niestety, niczego wokoło nie było. Tylko ja i Justin. Uwagę przykuło mi niewielkie źródło światła.
-Zaczekaj tutaj. –powiedziałam. Wstałam i ruszyłam w jego kierunku. Światło było małe, ale spokojnie można byłoby coś zrobić, aby się stąd wydostać. Zaczęłam kopać w to miejsce. Ku mojemu zaskoczeniu, bardzo prosto można było się przedostać na drugą stronę. Mur zaczął się kruszyć. Justin niepewnie mnie obserwował. –Spójrz, możemy stąd uciec! –spojrzałam na jego twarz. Miliony motylków latało w moim brzuchu, gdy zobaczyłam jego uśmiech. Był taki przepiękny. Próbował wstać z trudem z miejsca. Podbiegłam do niego. –Nie, ty sobie siedź. Ja to zrobię. –posłałam mu szczery uśmiech. Westchnął, a ja wróciłam do miejsca, w którym znajdowałam się kilka minut temu. Zaczęłam kopać z całej siły. Nie miałam pojęcia, co mogło być po drugiej stronie. Ryzykowałam. Coraz bardziej było widać światło. Byłam szczęśliwa z tego, co zrobiłam. Gdy dziura była aż na tyle duża, abym mogła się zmieścić, wróciłam do Justina. Ulękłam przy nim i musnęłam jego usta. –Zaraz wrócę. –powiedziałam.
-Nie, nigdzie nie idziesz sama. –rzekł. Westchnęłam, zdenerwowana.
-Nie możesz chodzić, zrozum. A co będzie, gdy  Simon wróci? –zapytałam z nadzieją, że mi pozwoli pójść. Miał zdenerwowany wyraz twarzy. Zastanawiał się dłuższą chwilę.
-No dobra, ale –zatrzymał się i zbliżył twarz do mojej. –wróć. –wyszeptał, po czym pocałował mnie w usta. Wyciągnął z kieszeni pistolet.
-Co do… -krzyknęłam. Justin przyłożył palec do moich ust. Przełknęłam ciężko ślinę.
-Jakby ktoś do ciebie się zbliżył. –powiedział szeptem. Na te słowa mi ulżyło. Jednak po chwili zaczęłam rejestrować to, co powiedział.
-Że co? Mam kogoś zabić? –powiedziałam, zmieszana.
-Nie, ale gdyby trzeba było. –odpowiedział. –Wróć szybko. –puścił do mnie oczko, po czym naładował pistolet i podał mi go. Westchnęłam i ruszyłam w kierunku „wyjścia”. Przecisnęłam się przez niewielki otwór. Znalazłam się w jakimś pokoju. Zaraz, czy ja tutaj… O boże!  Usłyszałam jakieś dźwięki. Szybko schowałam się do szafy. Do pokoju wszedł jakiś mężczyzna. Próbowałam być cicho. Zimny pot lał mi się po twarzy. Błagałam, aby nie otworzył szafy. Niestety, szedł w jej kierunku. Miał ją otworzyć, gdy  jego telefon zaczął dzwonić.
-Yo, to ja. –zaczął mówić, po czym znikł za drzwiami. Niepewnie wyszłam z szafy i ruszyłam w kierunku okna. Ku mojemu zdziwieniu, nie było tutaj wysoko. Otworzyłam okno i zaczęłam wychodzić z pokoju.
 Zimne powietrze uderzyło o moją twarz. Rozglądałam się dookoła, trzymając broń w ręku. Usłyszałam rozmowy. Schowałam się za murem. Dwaj faceci przeszli obok mnie, ale nie zauważyli na szczęście. Kamień spadł mi z serca. Westchnęłam z ogromną ulgą. Postanowiłam, że to najlepszy czas, aby uciec. Do głowy przyszedł mi zraniony Justin. Westchnęłam, po czym zaczęłam badać ponownie otoczenie. Nikogo nie było. Mogłam wrócić do mojego chłopaka. Schowałam broń i zaczęłam się wspinać na mur, aby wejść przez okno. Wykonałam to bezproblemowo. Uchyliłam lekko okienko. Chwilę później znalazłam się w pokoju. Usłyszałam tego samego faceta, który wcześniej odebrał telefon. Właśnie kończył rozmowę. Mało brakowało, aby mnie zobaczył. Zwinnie przecisnęłam się przez niewielki otwór. Justin zauważył, że wróciłam. Uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam to i podbiegłam do niego, aby przytulić.
-Zaczekaj, zanim chcesz to zrobić. –ostrzegł Justin. Nie wiedziałam o co może mu chodzić. Zauważył mój zdziwiony wyraz twarzy. –Broń. –rozkazał. Zaśmiałam się głupio i sięgnęłam do kieszeni po broń. Zwinnie mu ją oddałam. Zaśmiał się na mój gest, po czym schował ją i zaczął mnie całować.  Z chęcią oddawałam mu rozkoszne pocałunki. Uśmiechał się w trakcie. Jego ręce dotykały każdy centymetr mojego ciała. Moje ręce ułożyły się na jego włosach. Zaczęłam delikatnie ciągnąć za końcówki.  W pewnej chwili usłyszałam, że ktoś schodzi po schodach do piwnicy, do nas. Oderwałam usta od jego i szybko podbiegłam, aby zakryć źródełko światła. Znalazłam niewielki odłamek drewna i oparłam o zimną ścianę. Wróciłam do Justina i usiadłam obok. Niewiele brakowało, aby Simon mnie przyłapał… Drzwi otworzyły się energicznie, że aż podskoczyłam ze strachu. Przełknęłam ślinę, ponieważ nie wiedziałam, co on dziś wymyśli. Zamknął za sobą drzwi, po czym podszedł do nas. Jego blade usta zaczęły wydobywać z siebie niechciane dźwięki.
-Jak u was leci, suki? –wysyczał.
-Zły dzień? – mruknęłam pod nosem.
-Udam, że tego nie słyszałem. – zadrwił. W ciągu niecałe trzy sekundy, znalazł się obok mojego ciała i chwycił moją zmarzniętą rękę. Szarpnął ją, po czym automatycznie wstałam. Zasyczałam z bólu.
-Kurwa, nie mogłeś po prostu poprosić, abym wstała?! –krzyknęłam. Zaczęłam szybko żałować swojego tonu. Simon wyciągnął broń z tylnej kieszeni, po czym przyłożył ją do mojej klatki piersiowej.
-Wystarczy jeszcze jedno słowo, kocico. –wyszeptał do mojego ucha. Po moim ciele przeszły zimne dreszcze. Nic nie będę dla niego robić. Nie teraz, nie dziś. Nigdy. Chyba, że chodziłoby o Justina… Przełknęłam głośno ślinę. Simon schował broń z powrotem do tylnej kieszeni. Odetchnęłam z ogromną ulgą. Nim zdążyłam mrugnąć, Justin podniósł się z ziemi, wyciągnął swoją broń i przyłożył ją do głowy Simona. 
-Wystarczy jeden ruch. –powiedział Justin. Zauważyłam, że ręce blondyna kierują się w stronę wcześniej schowanej broni.  Posłałam  niepokojące spojrzenie Justinowi. Zdjął wzrok z moich oczu, na jego ręce. –Nie słyszałeś?- zaśmiał się, po czym wyrwał z rąk Simona broń i rzucił ją na ziemię z hukiem.   Spoglądałam w oczy Simona.  I można było pomyśleć, że taki twardziel… Było tam widać panikę, totalne zagubienie. Współczułam mu przez chwilę, ale się opamiętałam. Przecież niedawno zrobiłam przeokropną rzecz, którą zapewne będę pamiętać do końca życia. Skrzywiłam się na samą
tą myśl.  Przez moje ciało przeszedł deszcz ciarek.
-Nigdy więcej.- wyszeptałam pod nosem. Nie chciałam, aby ktoś to usłyszał. Najwyraźniej, pierwszy raz w życiu coś się stało, co chciałam.
  Justin wciąż trzymał broń przy głowie Simona. Chłopak chciał jakkolwiek wydostać się, ale ja pomagałam mojemu ratownikowi. Mogłam powiedzieć, że był moim ratownikiem. Przecież Justin pomógł mi w takich niezwykle małych i  wielkich sprawach. Zawsze sprawiał, że na mojej twarzy pojawiał się uśmiech. Mimo, iż powiedziałam mu, że go kocham, to wciąż mam wątpliwości. Chyba zbyt szybko to powiedziałam. Nie wierzę  w miłość. Może to było chwilowe? Owszem, Justin mi się podoba jak… cholera, tego się nie da opisać. Jego pocałunki zawsze zabierały mnie w inny świat. Ten wymarzony.  Nie mogłam opisać tego „szczęścia”, które odczuwałam, gdy on był obok mnie. Zawsze podnosił mnie na duchu. Wystarczył  tylko jeden, niesamowity uśmiech. Taki przepiękny…
 -Czy ty myślisz, że my damy ci spokojnie odejść? Po tym wszystkim? –wysyczał Justin do Simona. Chłopak zastanawiał się nad tym wszystkim. Westchnął głęboko, po czym zaczął mówić cicho.
-Czy to mój ostatni dzień? –zapytał. Zaśmiałam się. Nienawidziłam Simona za to wszystko.  W duchu, mimo tych wszystkich krzywd, które mi wyrządził, nie chciałam, aby on dziś umierał. Byłaby to kolejna osoba dodana na listę umarłych przeze mnie osób. Gdybym chciała policzyć osoby, które już nie żyją z mojego powodu… Hm, dużo tego.   
Zrobiłam minę błagającą w stronę Justina. Jego wyraz twarzy nieco się zmienił, ale wciąż trzymał broń przy głowie Simona.
-Nie, nie namówisz mnie. Wyrządził ci tyle krzywdy. –krzyknął. Simon się zaśmiał głupio, po czym szybko  obrócił się i uderzył Justina w brzuch.  Mój chłopak skulił się z bólu.
-Przegiąłeś. –krzyknęłam w stronę Simona. Na jego twarzy pojawił się sztuczny uśmiech. – Nie będziesz nikogo więcej krzywdzić! –dodałam, po czym sięgnęłam po broń. Wycelowałam ją w kierunku serca Simona. Nie myślałam. Pociągnęłam za spust. Pistolet wydał z siebie przerażający dźwięk.  Ciało chłopaka opadło bezwładnie na ziemię. Z moich oczu leciały krople łez. Właśnie zabiłam człowieka.





~
Hej!
Mamy za sobą rozdział 13. TAK! Wiem, że akcja schodzi na psy, że wszystko się niszczy... Przepraszam za to.
Jednak mam nadzieję, że mimo tych wszystkich błędów, zbyt szybkiego rozwijania się akcji, pozostaniecie wciąż ze mną, aż do śmierci Molly. 

Podobał się rozdział? 
Proszę o komentarze. :) 
Julia. 

11.26.2013

–Bałam się kolejnej nadchodzącej chwili #12

                    Uwaga!
Rozdział zawiera wątki seksualne. 
(przeczytajcie notkę pod rozdziałem)
~
 Próbowałam się wyrwać z nieznanych mi dotyków, jednak bezskutecznie. Ręce tej osoby były zbyt silne. Krzyczałam, aby mnie puścił. Zaciągnął mnie do na tyły auta i rozkazał ruszyć. Samochód ruszył z piskiem opon. Nie potrafiłam rozpoznać twarzy tego człowieka, ponieważ miał na sobie czarną maskę.  Podszedł do mojego smukłego ciała i zawiązał mnie liną. Wierz mi lub nie, próbowałam wszystkiego.
-Nie ruszaj się, suko.  –zasyczał do mnie. Jego głos był w pewnym sensie dziwny. Doskonale było słychać australijski akcent. Był niski. Mogłam stwierdzić, że skądś znam ten głos, ale to były tylko moje spostrzeżenia.  Chciałam udawać silną, ale niestety, nie udawało mi się to. Pojedyncze łzy spływały mi po policzkach. –Ale będzie z ciebie dobra dziewczynka. Sprawdzimy później, w moim łóżku. –powiedział, po czym zbliżył twarz do mojej. Chwycił za mój podbródek i dodał –nie martw się, twój chłopak nam nie przeszkodzi.  Będziesz moja. –wypowiedział te słowa z satysfakcją. Mi natomiast chciało się wymiotować. Nie mam pojęcia, co on właściwie sobie o mnie myślał. Pewnie to, co wszyscy. Nienawidziłam tego faktu, że wszyscy uważali mnie za dziwkę. Przecież byłam normalną dziewczyną, z marzeniami.  Moje rozmyślania nad tym wszystkim przerwało gwałtowne hamowanie.  Mężczyzna chwycił moje ramie i je mocno ścisną.
-Wysiadaj. –rozkazał. Niechętnie wykonałam to polecenie. –Grzeczna dziewczynka. –na te słowa przewróciłam oczami. Zauważył to. Kurwa mać. –Nie przewracaj na mnie oczami! –wykrzyczał mi w twarz. Podniósł rękę i z całej siły uderzył mnie w policzek. Zasyczałam z bólu. Złapałam się za obolały policzek, a na niego starałam się popatrzeć najgorzej, jak potrafię. Kretyn się zaśmiał w odpowiedzi.  –Chodź, nie będę marnował czasu na taką sukę, jaką jesteś ty. Dziś sobie coś wyjaśnimy. –powiedział. Te słowa wywołały u mnie niepokój.  Ponownie złapał mnie za ramię i zaczął mną szarpać. –Albo będziesz mnie słuchać, albo będzie z tobą źle. –wyszeptał mi do ucha, po czym z kieszeni wyjął broń. Naładował  i strzelił w pustą przestrzeń. Przestraszyłam się, ale musiałam udawać silną.  W końcu zamknął te ohydne usta i zaprowadził mnie do opuszczonego domu. Z zewnątrz wyglądał, jakby był spalony. Nikt prawdopodobnie nie przypuszczałby, że tutaj jest gang. Prowadził mnie wzdłuż prawie niekończącego się  korytarzu.  Bałam się kolejnej nadchodzącej chwili. Bałam się nawet o swoje życie. Ja, bojąca się o życie? Wiem, to dziwne.  Wręcz nie do zrozumienia…  
 Mężczyzna w czarnej masce chwycił za klamkę. Ku mojemu zdziwieniu, ten pokój był całkowicie w porządku. Pośrodku stało wielkie łóżko, ściany były wypełnione kolorem beżowym.  Popatrzyłam się na niego ze zdziwieniem.
-Połóż tam się, kurwa. –wykrzyczał mi w twarz. Nienawidziłam, gdy ktoś na mnie krzyczał. To było dla mnie takie stresujące. Wykonałam polecenie. W tej chwili zaczął ściągać swoją kominiarkę.  Niepewnie obserwowałam każdy jego ruch.  Osoba, którą ujrzałam, była prawdopodobnie ostatnią na liście moich podejrzeń. Nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam. Jasne włosy i  jasna karnacja. Szare, jak kryształ, oczy.
-Simon?! –krzyknęłam. – Co do… -miałam dokończyć, ale wyciągnął broń z kieszeni i celował we mnie. Przełknęłam ciężko ślinę.  Co on właściwie sobie myślał?  Okej, gdyby to zrobił, byłabym w innym świecie. W świecie bez żadnych jebanych idiotów. Byłam ciekawa co z Justinem. Czy on w ogóle jeszcze żyje. Postanowiłam zapytać, choćby to miały być moje ostatnie słowa. –Mogę o coś zapytać…? –wyszeptałam.
-Co kurwa może chcieć taka dziwka, jaką jesteś ty? –wysyczał.
-Justin… Co z nim? Żyje?
-Może żyje, a może nie. Nie powinno to ciebie obchodzić –odpowiedział. Chwilę później zaproponował mi coś, czego obawiałam się najbardziej. –Chcesz go zobaczyć? Mam pomysł… Zrobisz mi dobrze, a ja cię do tego twojego psa zaprowadzę. –powiedział, po czym się zaśmiał. Na same słowa „zrobisz mi dobrze” chciało mi się wymiotować. Nie miałam wyboru. Powoli pokiwałam głową.  Zaśmiał się bezczelnie i podszedł do mnie.  Zaczął zdejmować swoje spodnie. Na samą tą myśl, co zaraz zrobię, robiło mi się niedobrze. Chciałam tylko zobaczyć człowieka, który dawał mi szanse do życia. Simon ściągnął z siebie bokserki. Ku mojemu zdziwieniu, jego penis nie był taki wielki. Ha, czyli to nie musiało być takie trudne… Uklękłam i z wielkim obrzydzeniem zaczęłam robić mu loda. Chciałam to jak najszybciej skończyć. Wydawał  z siebie obrzydliwe jęki.  Dłuższą chwilę później powiedziałam mu, że koniec. Nie zgodził się. Poirytowana, zaczęłam to robić z powrotem.  Nieoczekiwanie, zaczął mówić.
-Dobra, dziwko. Wystarczy. Wstawaj –ścisnął mi ramię i doprowadził mnie do pozycji stojącej. Zasyczałam z bólu. Chciałam tak bardzo umyć swoje ohydne usta. To, co właśnie zrobiłam, obrzydzało mnie. Straciłam szacunek do własnej siebie. Nienawidziłam siebie za to, ale wiedziałam, że nie mogę stracić ostatnią osobę, na której mi coś zależy. –zaprowadzę cię do tego kochasia, suko. –powiedział, jak typowy zazdrosny facet. Słowa, które powiedział na końcu totalnie mnie ucieszyły, chociaż zrobiłam taką okropną rzecz. Simon pociągnął za klamkę. Znów podążałam wzdłuż ciemnego korytarza. Gdy byliśmy na końcu, otworzył drzwi. Sprowadził mnie w dół schodów. 
 Pomieszczenie było tak zimne, że spokojnie mogłabym pomylić to z najmroźniejszą zimą. Oświetlenie było bardzo słabe. Nagle usłyszałam ciężkie oddychanie. Justin.
Leżał pośrodku tej  piwnicy.  Był cały posiniaczony i miał na ciele wiele ran. Krew lała się strumykami z jego prawego ramienia.
-Justin! –podbiegłam do niego i zaczęłam go dokładniej oglądać. Widać było, że wykorzystywał swoje ostatnie siły na to, żeby się uśmiechnąć. Z oczu leciały mi  łzy. Znów kogoś zraniłam. To był kolejny powód, aby odejść. –Co ja ci zrobiłam… To wszystko moja wina.
-Nic… nie jest twoją… winą –mówił to powoli, z niewielkimi odstępami. Chciałam, aby nic nie było moją winą.
-Tak bardzo cię przepraszam…- po wypowiedzeniu tych słów moje usta wylądowały na jego. Nie mogłam opanować łez, a stojący obok Simon tylko wydawał z siebie okropny śmiech.
-Może powiesz o naszej przygodzie, Molly? – powiedział z szyderczym uśmieszkiem Simon. Kurwa, czy on nie może się zamknąć choć na chwilę? Justin popatrzył na mnie pytająco. Wzrokiem próbowałam dać mu znać, żeby nie wierzył w jego słowa.   –Powiedź mu, jak bardzo dobrze mi zrobiłaś.
-Zrobiłam to dla Justina, nie dla ciebie, ty podły debilu. –wykrzyczałam w jego kierunku. Chwilę później bardzo tego żałowałam. Simon wyciągnął broń,  naładował i wycelował w moją stronę. W moich oczach był tylko strach. Panicznie bałam się o życie Justina. Nie swoje.
-Powtórz to, a pożegnasz się ze swoim życiem, suko. –krzyczał. –No, chyba, że chcesz, aby ten twój pies  zdechł?! –dodał po chwili. Celował w kierunku mojego  chłopaka. Tak, chłopaka.  Nie mogłam znieść myśli, że zaraz jego życie się skończy. Nie teraz, nie dziś.
-Nie chcę. Na pewno nie on. Zrobiłam to tylko i wyłącznie, żeby się z nim zobaczyć. Brzydzę się siebie. Nie robiłam tego wcześniej i na pewno więcej nie będę tego robić –powiedziałam ze łzami w oczach.
-Uważaj, bo ci uwierzę, kurwo. Jeśli chcesz, aby on żył, to musisz robić rzeczy, o których nawet nie śniłaś. Jebana dziwka –wysyczał i zaczął kierować się do wyjścia. –Zostaniecie tutaj na noc, dzieciaki. –powiedział, po czym zatrzasnął z hukiem drzwi.
-Justin… -wyszeptałam do jego ucha. –Jest mi tak bardzo przykro.
-Nic się nie stało. Kocham cię, wiesz o tym, prawda? –powiedział z lekkim uśmiechem na twarzy. Jego oczy były, jak najpiękniejsze diamenty na świecie.
-Muszę ci coś powiedzieć. –powiedziałam te słowa bardzo wolno. Bałam się jego reakcji. W sumie, sama byłam ciekawa, czy to jest prawda, czy tylko mój mózg tak działał. Justin dał mi znak, abym mówiła. Wzięłam głęboki oddech i powiedziałam te dwa, ciężkie dla mnie słowa.
-Kocham cię.



 ~
PRZEPRASZAM WAS!
Boję się, jak zareagujecie na ten rozdział. Boję się, że stracę czytelników. :(
Jest mi tak cholernie przykro, ale w pewnym sensie podoba mi się ten rozdział. Mam wrażenie, że akcja zbyt szybko się rozwija. No, ale Marcelina i Justyna nie mogą zaczekać kilka dni, abym na spokojnie napisała. Siła przyjaciół. :))))
Przepraszam również za błędy.
Bardzo proszę o jeden, krótki komentarz. To tak bardzo mnie motywuje i sprawia coraz rzadziej widywany uśmiech na mojej twarzy.
Kocham was, Julia x

11.23.2013

–To tylko cień #11

Moje ciało dotknęło zimnej wody. Jego twarz była zamazana. Czułam, jakby pływanie było moją pasją, a tak naprawdę tylko tonęłam. Było jeszcze głębiej i głębiej… Jego twarz już całkowicie znikła. Przed oczami pokazały mi się tylko zmroki.
Wzięłam głębokie oddechy. Cóż, to był tylko sen. Leżałam na niewielkiej sofie. Pewnie musiałam tutaj zasnąć po wczorajszym… Niechętnie sięgnęłam po mojego białego iPhone i sprawdziłam godzinę. Była czwarta rano. Westchnęłam, oburzona i ruszyłam do łazienki, która była obok. Wzięłam krótki prysznic i zaczęłam wzrokiem szukać Helen.
-Helen? –wołałam. Nikt nie odpowiadał. Westchnęłam i obróciłam się, by wrócić do mojego „pokoju”. Nagle uwagę przykuły mi krople krwi.  Serce zaczęło mi szybciej bić, ale szłam w ich kierunku. Z każdym krokiem były coraz większe. Moje serce na moment się załamało, gdy zauważyłam, że Helen leży w łazience,  cała we krwi. Szybko do niej podbiegłam i zaczęłam wołać jej imię. Była nieprzytomna, ale czułam, że jej serce jeszcze bije. Dało mi to chwilową ulgę, ale wiedziałam, że zaraz może stać się najgorsze. Dziwne, bo właśnie tak było ze mną…
 Wykręciłam numer na pogotowie.
-Halo? Niech ktoś mi pomoże! Ona tutaj umiera! –krzyczałam do telefonu –Przyjeździe szybko, proszę! Ulica Patio Court! – rzuciłam telefonem o podłogę i zaczęłam próbować wszystkiego, co mogłabym zrobić, jednak bezskutecznie. Podbiegłam po bandaż i zaczęłam opatrywać jej nowe rany. Musiała to zrobić sobie niedawno, bo krew płynęła jak szalona. Doskonale znałam to uczucie, ale wiedziałam, że ona stawała się drugą osobą, drugim moim przyjacielem, który dowiedział się o moich problemach.  Chwilę później usłyszałam wyjące syreny. Zerwałam się z miejsca i kręciłam nerwowo w kółko. Ratownicy wbiegli do domu Helen, jakby byli poparzeni. W ciągu pół minuty znaleźli się przy jej ciele.
-Czy może pani jechać z nami? –zapytał jeden z lekarzy. Pokiwałam niechętnie głową. Widziałam, jak wynoszą ciało Helen na noszach. Jej oddech występował bardzo rzadko, prawie wcale. Bardzo martwiłam się o jej życie. Jeszcze wczoraj wydawała się taka silna… To wszystko była moja wina. Znów kogoś zawiodłam. A ona zapłaciła akurat swoim życiem. Byłam okropna. Jedynym wyjściem, żebym już nikogo nie krzywdziła, byłoby zniknięcie z tego okropnego świata.
 Znalazłam się w szpitalu, w którym  już dzień temu myślałam, że opuszczę na zawsze. Moje nadzieje jednak zawsze zawodzą. Biegłam za Helen, która była wnoszona przez lekarzy na salę. Kazano mi zostać w poczekalni, ale ja musiałam przecież wiedzieć co z nią…
 Helen leżała na niewielkim szpitalnym łóżku. Lekarze robili co w ich mocy, aby ją uratować. Nic nie dawało rady. Moje oczy były zapełnione łzami. To była moja wina, to ja powinnam ponieść karę za to, co zrobiłam z jej  życiem. Odwróciłam się tyłem do drzwi. Moje plecy ocierały się o nie, aż nie usiadłam na podłodze. Przysunęłam nogi do podbródka i zaczęłam płakać.  Chwilę później wyszedł jeden z lekarzy. Miał smutną minę. 
-Musimy porozmawiać –ostrzegł –może chodźmy w inne miejsce? –zaproponował. Wstałam i pokiwałam głową. Mężczyzna zaprowadził mnie do innego miejsca i zaczął mówić. –Więc… Sprawa się skomplikowała. Nie wiem, jak ci mogę to powiedzieć, ale…
-Czy ona…? –powiedziałam, zalana łzami.
-Tak. Ona odeszła z tego świata. –powiedział ze smutkiem. – Jej krew wylała  się bardzo szybko. Możesz mi opowiedzieć, co się stało? Ona tutaj pracowała. Była lekarką.
-Wiem. Nie mam pojęcia! Wczoraj miałyśmy rozmowę o mnie i rano zobaczyłam, że wszędzie leży krew… nawet nie zdążyłam się z nią pożegnać… Czy mogę to zrobić? –zapytałam. Pokiwał głową.  Niepewnie ruszyłam w kierunku jej martwego ciała. Moje łzy leciały coraz szybciej. Nie mogłam ich powstrzymać. – Helen. Moja kochana… Co ja tobie zrobiłam? –złapałam ją za rękę. Były zimne. Jej ciało było blade jak ściana. Przytuliłam ją ostatni raz i ruszyłam w kierunku wyjścia. Znów straciłam kogoś. Osobę, którą znam bardzo krótko, ale wierzyłam, że była dobrym człowiekiem i wartym zaufania. Niech teraz będzie w moim wymarzonym świecie… Nie mogłam opisać tego, jak bardzo chciałam zamienić się z nią miejscami. Gdyby nie ja, ona by żyła.
 Wychodząc ze szpitala, poczułam te dziwne dreszcze na swoim ciele. Błąkałam się po nieznanych mi ulicach.  Wyciągnęłam swój telefon i włączyłam muzykę. Dźwięki moich ulubionych utworów wypełniły moje myśli.  Niedaleko zauważyłam autobus. Podbiegłam do niego.
-Czy do Santa Barbara? –zapytałam kierowcy.
-Mmmm, tak. –odpowiedział mi gruby mężczyzna.
-Proszę jeden bilet. – poprosiłam. Wydrukował mi bilet. Wzięłam i uśmiechnęłam się smutno. Szukałam wolnego miejsca. Nie było to czymś dziwnym. Znalazłam jedno wolne. Szybko podbiegłam do tego miejsca. Chciałam usiąść, gdy moje oczy o mało nie wypadły z wrażenia. Pod oknem siedziała dobrze mi znana osoba. Był oparty o okno, a na uszach miał słuchawki.
-Justin? –zapytałam niepewnie. Jego oczy zwróciły się w moją stronę. Był zagubiony. Nie mogłam opisać tego,  jak bardzo za nim tęskniłam. Uśmiechnął się i zachęcił mnie, żebym usiadła obok niego. Zrobiłam to. Objął swoją ręką moje ramiona. Położyłam swoją głowę na jego umięśnionym ramieniu. Justin ucałował mnie w głowę.
-Przepraszam cię tak bardzo mocno. –wyszeptałam. Nic nie odpowiedział. Masował tylko moje ciało, żeby je rozgrzać. –Wybaczysz mi?
-Żartujesz sobie? –wyskoczył nagle. Nie będę kłamać, z początku mnie to zabolało, ale… -nie potrafiłbym żyć bez ciebie. – powiedział. Mój smutny wyraz twarzy od razu zmienił się po tych słowach. Popatrzyłam na jego twarz. Zaśmiał się łobuzersko. Miałam ochotę na te usta tak cholernie mocno. Nie wiem, jak i kiedy, ale moje usta znalazły się na jego w ułamku sekundy. Stworzyliśmy romantyczny pocałunek w dość skomplikowanych warunkach…
-Dobra, Bieber. Nie chcę nic przecież tutaj robić. –powiedziałam. Westchnął i pocałował delikatnie moje usta jeszcze jeden raz. Zaśmiałam się.
-Ale to dotyczy tylko teraz – zaczął szeptać mi do ucha. –nie jestem w stanie powiedzieć, czy później nic się nie wydarzy. –po tych słowach, po moim ciele przeszły ciarki. Puścił mi oczko. Dał mi jedną słuchawkę do ucha i zaczęliśmy słuchać muzyki.
-Kim jest ten artysta? Dobrą ma muzykę. –zapytałam po chwili.
-Eminem. Wiem. Dobrze rapuje. W ogóle, jego muzyka jest dobra. –powiedział Justin. Uśmiechnęłam się. Justin pocałował moją rękę. Złączyłam ją z jego.  Niby nie wierzyłam w miłość, ale od dzisiaj, gdy go zobaczyłam, poczułam, że moje życie znów ma sens. On był moją jedyną szansą na normalne życie. Nie wyobrażam sobie dalszego życia bez tego faceta. Najbardziej obawiam się tego, że on mnie zostawi po tym, jak to zrobimy… Wciąż nie znam go wystarczająco długo. Tylko rok. Cholerny jeden rok.  Wciąż miałam wątpliwości, czy on mnie kocha. Ale skoro potrafi mi prawie wszystko wybaczyć, to nie wiem, dlaczego się nad tym tak zastanawiałam… Moje oczy powoli się zamykały. Chwilę później zapadłam w sen.

 -Molly? Obudź się. Jesteśmy już na miejscu, skarbie. –powiedział Justin. Niechętnie wstałam z całkiem wygodnego fotela.
-Dziękuję, dobranoc. –powiedziałam do kierowcy. Pokiwał głową. Zaczekałam na Justina, aż wyjdzie. W ciągu kilku sekund znalazł się przy mnie. Złapał mnie za talię i ruszyliśmy powolnym krokiem do mojego ukochanego domu. Myślami ciągle rozmyślałam nad Helen. Nie mogłam wciąż uwierzyć, że ona nie żyje. Z mojego powodu.
-Justin? Muszę ci coś powiedzieć. –wyszeptałam.
-Śmiało.
-Pamiętasz wtedy w szpitalu, gdy kazałam ci się wynosić? –zapytałam.
-Tak…?
-To nie było tak, jak myślisz. Po prostu zrozumiałam, że nie chcę ciebie ranić. Nie chcę, żebyś narażał się na niebezpieczeństwo z mojego powodu.
-Nie rozumiem. –powiedział.
-Dzisiaj rano odeszła dziewczyna, której –stanęłam w miejscu i popatrzyłam prosto w jego piękne, brązowe oczy –wczoraj powiedziałam, jakie to życie jest beznadziejne… Pamiętasz może tą kobietę, która mnie „szantażowała”? –zacytowałam. Justin pokiwał niepewnie głową. – to była ona.
Justin miał zdziwiony wyraz twarzy. Nie wierzył mi. Znów.
-Chcesz mi powiedzieć, że to twoja wina? –zapytał. Jego pytanie  było dla mnie dziwne. Nie wiedziałam w pewnym sensie, co mam, do cholery jasnej, powiedzieć.
-No… Tak.
-To nie jest twoja wina… -zapewniał.
-Jak nie? Przecież ona mówiła, że już nigdy by tego nie zrobiła. Chyba też mówiła, że jej życie jest teraz dobre, coś w tym stylu. Przepraszam tak cholernie za to, co zrobiłam… -powiedziałam. Pojedyncze łzy spływały mi po twarzy.
-Nie płacz –powiedział  i przytulił mnie. – już nigdy więcej. Masz taki przepiękny uśmiech. I te oczy, w których się zakochałem już na początku.
 Gdy byliśmy na mojej ulicy, poczułam tą dziwną, zimną moc, której zawsze nienawidziłam. Wspomnienia wróciły w ciągu sekundy. Dzień, w którym dowiedziałam się, że moja młodsza siostrzyczka ma raka. Gdy dowiedziałam się, że moja babcia już nie żyje. Dzień, w którym zobaczyłam martwe ciało mojej matki. Nienawidziłam tych wspomnień, ale nie byłabym w stanie przenieść się do innego miejsca.
 Justin stanął w miejscu i przyłożył palec do ust, na znak „cicho”. Moje serce biło jak szalone, a oddech miałam nierówny.  Była już godzina pierwsza trzydzieści. Kto wie, co to mogło być.

-Zostań tutaj, zaraz wrócę. –wyszeptał mi do ucha Justin. Pocałował mnie w nie. Rozłączył nasze ręce i skradał się w kierunku mojego domu. Zauważyłam, że nie męczył się, aby otworzyć drzwi.  Rozglądałam się nerwowo dookoła siebie. Przy chodnikach było dużo samochodów. Uwagę przykuła mi grupka pijanych osób. Przewróciłam oczami. Nagle przed oczami miałam ciemny cień. Dzieciaki już dawno uciekły. Mój oddech był coraz szybszy. Starałam się to ignorować. W pewnej chwili zobaczyłam znów to samo. Cień był coraz bliżej. Gdzie był tyle czasu Justin?   Niedługo po tym dziwnym zjawisku usłyszałam krzyk. Chciałam biec w kierunku domu, gdy przed oczami zauważyłam cień. Zignorowałam to. A raczej starałam się. Wbiegłam po schodach. Gdy miałam otworzyć drzwi, ktoś mnie zaatakował od tyłu.


~
Witam was. Rozdziału spodziewałam, aby dodać jutro, ale nudziło mi się, więc napisałam go na dziś. Nie jest idealny. Nie podoba mi się trochę, ale mam nadzieję, że wam tak. Jest mi tak cholernie wesoło, gdy piszecie, że podoba wam się mój fan fiction. Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy! 
Liczę na komentarze <3
Kocham Was, Julia. 

11.16.2013

–Udaję radość, której we mnie nie ma #10

  Justin wstał i wziął mnie na ręce. Szybko położył moje nieprzytomne ciało na tył samochodu. Ruszył z niesamowitą prędkością.  Z jego oczu leciały niewielkie krople łez. Bał się o moje życie. Myślał, że mam jeszcze szansę…
 -Pomocy! –zawołał, gdy był przy szpitalu. –Niech mi ktoś pomoże! –krzyczał, wynosząc moje ciało z auta. Lekarz zauważył Justina i podbiegł do niego.
-Cholera jasna! Co się stało?! –krzyczał w panice lekarz.
-Połknęła jakieś tabletki, nie wiem! – odpowiadał Justin. –Szybko, pomóżcie jej! –błagał. W jego głosie było słychać niewyobrażalną moc paniki i strachu. Chwilę później znalazłam się na miękkim łóżku, oblepiona jakimiś dziwnymi gadżetami. Lekarze robili co w ich mocy, żeby mnie ratować, jednak ich starania szły na marne. Justin był cały czerwony. Niby mówi się, że duzi chłopcy nie płaczą. Kręcił się nerwowo w kółko, cały czas spoglądając na mnie. Moje serce biło coraz wolniej. Myślałam, że nadchodził ten moment. Moment, w którym mogłam być w końcu wolna... Prawie nie oddychałam.  Nałożyli mi maskę tlenową i kontynuowali reanimację. Justin miał zaciśnięte pięści. Usiadł w kącie i się skulił. Tak bardzo go uwielbiałam i nienawidziłam jednocześnie. Chciałam, żeby znikł z mojego życia. Ewentualnie mogłabym ja zniknąć.  Wiedziałam jednak, że nie wytrzymałabym psychicznie bez tego człowieka. Chciałam zakończyć jego i swoje cierpienia. Chciałam, żeby o mnie zapomniał. Byłam tylko tchórzem, który nigdy nic nie zrobił z swoim życiu. Ciągle tylko myślałam o śmierci.
 Lekarze postanowili przeprowadzić ostatnią próbę. Wzięli metalowy przyrząd i przyłożyli do mojej klatki piersiowej.
-Raz, dwa, trzy –powiedział jeden z lekarzy. –gotowe. –po zrobieniu tego, popatrzył się na ekran. Niestety, zamiast poprawy, moje serce przestało bić. Justin podszedł do mnie i złapał za rękę. Schylił się, by mnie ostatni raz pocałować… Zamiast tego moje serce zaczęło bić, jak nowe. Wzięłam głęboki oddech, a moje oczy natychmiastowo się otworzyły. Justin nie wierzył własnym oczom. Był zszokowany.  Ja też byłam. Byłam. Wolałam odejść, niż być tutaj i cierpieć bardziej. Justin zawołał lekarzy, po czym przycisnął swoje usta do moich. Przewróciłam oczami.
-Molly, myślałem, że to koniec… to jest niemożliwe. –wyszeptał. Smutno się uśmiechnęłam. Lekarze podbiegli do mnie i łapali się za głowy. Byli pełni podziwu. Nie wierzyli własnym oczom.
-Panno, właśnie wróciłaś do nas… Wiem, że nie jesteś w najlepszym stanie, ale chciałbym zadać ci jedno, wielkie pytanie. –powiedziała niebieskooka lekarka. Niepewnie kiwnęłam głową. Wszyscy, którzy byli jeszcze minutę temu przy moim łóżku, odeszli w różne strony.  Kobieta obejrzała się wokoło. Nie było nikogo. Złapała mnie za ręce i zaczęła mówić morderczym tonem.
-Dlaczego to zrobiłaś, suko? Chcesz pokazać, jak bardzo słaba jesteś?! –powiedziała. Nie wierzyłam własnym uszom. Ledwo co odzyskałam życie, a tu taka kobieta z takimi tekstami do mnie. Po moich policzkach zaczęły spływać pojedyncze łzy. – A teraz pokazujesz również, że jesteś tchórzem. Jeśli komukolwiek wspomnisz o naszej rozmowie, zemszczę się. Obiecuję. –ostrzegła, po czym wyszła z sali i zamknęła za sobą drzwi.  Myślałam, że już koniec kłopotów na dzisiaj, jednak się myliłam. Justin wbiegł do pokoju, jak jakiś idiota i podbiegł do mojego niewielkiego, szpitalnego łóżka.
-Nie wierz jej. –wyszeptał, głaszcząc moje czoło. Skąd on niby wiedział, co ona mi powiedziała? 
-S-skąd ty wiesz? –zapytałam.
-Przez przypadek zostawiłem nieco otwarte drzwi.  Czekałem, aż ta wyjdzie. Czasami czuję się jak detektyw…
-Być może dlatego, że nim jesteś. –zadrwiłam z niego. W odpowiedzi przewrócił oczami. –Przewracasz na mnie oczami? –zapytałam, wyraźnie zła. Odwróciłam się na drugi bok, ale tego pożałowałam. Brzuch okropnie mnie bolał po tych lekarstwach.  Chyba znalazłam nowe źródło bólu…
-Nie złość się, skarbie. –powiedział Justin, próbując mnie przytulić.  Chciałam, żeby do tego nie doszło, jednak on był zbyt uparty. Zaczął składać pocałunki na mojej szyi. Moje nerwy zaczęły dawać o sobie znać. Potem bardzo zaczęłam tego żałować…
-Pozwól mi odejść, kurwa. –wrzasnęłam. Justin się przeraził. Na chwilę nie wiedział, co ma powiedzieć.  Potem tylko usłyszałam, jak głęboko wziął oddech. Gdy chciałam cofnąć to, co powiedziałam, Justin wyszedł z pokoju. Pięknie.  –Kurwa. Nienawidzę tego wszystkiego! –krzyknęłam.
 
 -Dzień dobry –powiedział przystojny lekarz, nazajutrz. Ile musiałam spać? –jak się czujesz? –zapytał.
-Czy to ważne jak się czuję? –wrzasnęłam, upokorzona.
-Staram się pomóc pannie, ale widzę, że nie potrzebujesz mojej pomocy… Poza tym, mam dobre i złe wiadomości. –słowa, które wypowiedział od razu zaczęły mnie zastanawiać. Żałowałam, że taka byłam. Dałam mu znak, że może mówić. Uśmiechnął się i zaczął. –Dobra jest taka, że możesz już wyjść. A zła to taka, że musisz bardzo na siebie uważać. Nie wolno ci brać żadnych tabletek, ani jakiegokolwiek świństwa. Mam nadzieję, że to jest jasne? –wyjaśnił. Pokiwałam głową z udawanym uśmiechem.  Gdy lekarz zabrał wszystkie potrzebne dokumenty i ruszył ku drzwi,  zaczepiłam go.
-Mogę wiedzieć, gdzie się znajduję? –zapytałam. Długo się zastanawiał nad odpowiedzią. Miał zdziwiony wyraz twarzy.
-Ouh… tak, jesteś w Santa Rosa? –odpowiedział, jakby to było pytanie. Nie wierzyłam własnym uszom.
-Że gdzie?!
-W Santa Rosa. Twój chłopak cię tutaj przywiózł. –rzekł.  Zaśmiałam się.
-On nie jest moim chłopakiem. Nie znam go. –skłamałam. –Dobra… nieważne. Mogę już iść? –zapytałam, pełna nadziei.
-Tak, tak. Tylko wyciągnę igły. –podszedł do mnie i zrobił to. –Gotowe. –powiedział z okropnym uśmieszkiem. Postanowiłam również się uśmiechnąć, ale sztucznie. 
 Gdy lekarza już nie było, zeszłam z łóżka, wyciągnęłam  telefon i popatrzyłam w swój rozbity ekran. Zaczęłam szukać numeru telefonu, który znałam bardzo dobrze.  Próbowałam dodzwonić się do Justina, jednak on nie odbierał. Zrobiłam to kilka razy, zanim postanowiłam przestać. Głęboko westchnęłam i ruszyłam w stronę wyjścia.
  Zimny wiatr uderzył o moją twarz.  Oglądałam się w każdą możliwą stronę. Nigdzie nie mogłam odnaleźć tej najbardziej znanej mi twarzy. Postanowiłam ruszyć naprzód.
   Mrok, zimne powietrze i pijani ludzie dawali w kość. Nawet gdybym chciała jakkolwiek wrócić do domu, nie było to praktycznie możliwe. Nikt nie chciał mi pomóc. Dopiero wtedy zrozumiałam, jak bardzo byłam zależna od Justina.  Znajdowałam się w zupełnie nowym dla mnie otoczeniu, bez możliwości powrotu.  Nagle ktoś uderzył o moje ramię.
-Przep… ah, to ty. –powiedziała z nienawiścią ta sama kobieta, która groziła mi  w szpitalu. Na sam jej widok chciało mi się wymiotować. –Co ty tutaj tak późno robisz? Jest zimno. Masz niedaleko dom? –zapytała z troską. Nie chciało mi się jej wierzyć… Była zbyt miła. Coś mi tutaj nie pasowało… 
-Nie. Jestem z Santa Barbara. Nie wiem, jakim cudem tutaj się znalazłam. Nie wiem, gdzie teraz pójdę. –wyszeptałam.
-Chodź, mam samochód. Zatrzymasz się u mnie na ten czas. –powiedziała. Zaprowadziła mnie do jej czerwonego auta. Niechętnie weszłam do środka. Ruszyłyśmy wzdłuż Santa Rosa. Po krótkiej podróży, w końcu znalazłyśmy się w niezwykłym, małym domku.  Cóż, pewnie znów będzie taki, jak Felixa… Smukła kobieta otworzyła drzwi i gestem zaprosiła do środka. Rozglądałam się dookoła. Nic w tym domu nie było niesamowitego. No dobra, podobały mi się obrazy na ścianach, ale mniejsza z tym…
-Zapomniałam ci się przedstawić… Jestem Helen. –powiedziała. Chwilę nie odpowiadałam.
-Ah… Ja jestem Molly. Wybacz, wciąż mam przed oczami to, co mi dzisiaj powiedziałaś… Nie rozumiem już nic. Przecież… -przerwała mi. Wzięła mnie za rękę i zaprowadziła do innego pokoju.  Gdy była już przy drzwiach, wzięła głęboki oddech i złapała za klamkę.  Weszłyśmy do szaro-białego, niewielkiego pokoju. W oczach Helen pojawiły się łzy. Czułam się, jakbym przeżywała Deja Vu w ciągu jednego dnia…  Znów pokój, znów nowe prawdy.
 Helen zdjęła z siebie grubą bluzę i wyciągnęła ręce. Podziwiałam jej wielkie blizny.  Spojrzałam w jej oczy pełne łez.
-Pewnie zastanawiasz się, co tutaj robimy –powiedziała –więc… to właśnie tutaj chciałam odebrać sobie życie. –dodała po chwili. Byłam całkowicie zaskoczona. Lekarka, próbująca odebrać sobie życie? Przecież ratowała wiele innych osób. Nie potrafiłam tego poskładać. Zauważyła moje zaniepokojenie. –Pewnie myślisz, że jestem jakaś popierdolona…
-Nie, ale dlaczego miałabyś to robić? –zapytałam, najspokojniej jak mogłam.
-Cóż… długa historia.
-Mam czas. –powiedziałam i  lekko się uśmiechnęłam. Westchnęła i zaczęła mówić.
-Miałam tylko, a może aż, dwadzieścia lat. Zdałam maturę i poszłam na studia. Pojawił się chłopak. Ale byłam zakochana… Cóż, taki spotkał mnie los. Zaczęłam brać narkotyki, kraść. A to wszystko dla niego.  Każdy mówił mi, że on jest nie dla mnie. Zbyt mocno  kochałam, żeby go opuścić. Pewnego razu dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Gdy mu o tym powiedziałam, załamał się. Wszyscy się ode mnie odwrócili. Krótko po tym, zaginął. Dziś minęło od tego zdarzenia dziesięć lat. Nigdy się nie odnalazł. Byłam młoda i samotna. W dodatku nosiłam w sobie dziecko. Chciałam tutaj z sobą
skończyć, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Byłam całkowicie zdziwiona, ponieważ była już północ…- przerwała na chwilę, po czym wzięła głęboki oddech i zaczęła kontynuować. –W drzwiach zauważyłam policjantów. Ich miny były… smutne. Od razu domyśliłam się o co chodzi. Moje życie legło po raz kolejny w gruzach. Mój facet nie żyje. Był moją pierwszą i ostatnią szansą. Krótko po odejściu, wzięłam żyletkę i zaczęłam robić wszędzie, gdzie to było możliwe, nowe rany. Krew lała się potwornie szybko… Następnego dnia już miałam wszystko zaplanowane. Gdyby nie moja matka, prawdopodobnie bym już nie żyła.  –zaśmiała się. – To właśnie ten pokój ma tak dużo wspomnień. Powiedziano mi, że śmierć jest dla tchórzy. Dla osób, które nie mają siły na dalsze przygody. Nie potrafią poradzić sobie z porażką. Chciałam pokazać im, że tak nie jest. Że jestem silna. –skończyła mówić. Przełknęłam ślinę i zaczęłam odpowiadać na jej słowa. Wszystko dokładnie analizowałam. Każde słowo, każdy wyraz twarzy.

-Więc, według ciebie jestem tchórzem? Chciałaś zabić się z miłości. Rozumiem ciebie… chociaż… Nie, nigdy nie kochałam nikogo.  Nie wiem, co to znaczy, żeby się zabić dla kogoś z miłości. Ja nie wytrzymywałam. Dookoła szepczą na mój temat jakieś, kurwa, popierdolone plotki.– uderzyłam w najbliższą rzecz – Wcale nie mają czucia. Ciągle życzą mi śmierci. Myślę, że gdybym mogła odejść, daliby mi  przynajmniej spokój.  Zawsze, ale to kurwa, zawsze słyszałam o sobie same bzdury. Że ja mogłabym kogoś zabić? Że ja jestem dziwką? – w moich oczach pojawiły się przeogromne łzy. –Pojawiła się osoba, której ufałam. Byłam aż taką suką, żeby to wszystko zniszczyć w ciągu minuty. Odszedł. Nawet nie mam pojęcia, co teraz robi, gdzie jest. –skończyłam kontrolować wszystko wokoło. Mój ton głosu był tragiczny. Raz szeptałam, a raz po prostu wrzeszczałam, jak jakaś idiotka. –A wiesz jaką korzyść miałabym tam, w innym życiu? –zapytałam po chwili. Helen milczała. Uznałam to za przepustkę do dalszego nawijania. – Spotkałabym innych ludzi. Być może będą mnie szanować z szacunkiem, albo i nie. Nie obchodzi mnie to. Chciałabym tylko zostawić za sobą ten okrutny świat i urodzić się na nowo. Rozpoznawać całkowicie nowe twarze, ich imiona i nazwiska. Zapomnieć o tych, których spotkałam na tej drodze. Udaję radość, której we mnie nie ma. Ukrywam smutek, żeby nie martwić tych, którzy mnie kochają i troszczą się o mnie. Niedawno myślałam o samobójstwie. Nocą,  przed zaśnięciem, odbywam ze sobą długie rozmowy, staram się odegnać złe myśli, bo byłaby to niewdzięczność wobec wszystkich, ucieczka, jeszcze jedna tragedia na tym i tak pełnym nieszczęść świecie. –powiedziałam te słowa, cała w łzach. –Nie chcę zawieść osoby, która darzy mnie miłością. I tak już próbowałam to zrobić. A było tak dobrze. On był taki dobry. 


~
Witajcie.
Mamy za sobą długi rozdział. Ten był najdłuższym, jaki kiedykolwiek napisałam. Muszę się przyznać, że cały czas ryczę, gdy piszę to opowiadanie. Nie chcę wam mówić o tym, co mnie motywuje do tego...
Dobra, nieważne. Mam nadzieję, że podoba się rozdział (baaaardzo się starałam ;]) Liczę na komentarze. One też mnie motywują. Nawet nie wiecie jak bardzo. Ten rozdział pewnie ma błędy, więc za nie mocno przepraszam! 
Jeśli macie jakiekolwiek pytania, nie bójcie się zapytać. :) 
Kocham was, Julia <3 

btw., ah, no tak. Pewnie zauważyliście, że pod koniec jest ciemniejszy kolor napisów? Tak, to jest własnie ten cytat, który mamy pod zdjęciem naszej Molly. ;) Bardzo podoba mi się, więc uważam, że powinniście go znać, choć był z "nami" prawie od początku. xD 

11.10.2013

–Usiadł obok mnie, a z jego oczu lały się strumyki łez #9

  Wzięłam głęboki oddech i złapałam za klamkę. Moje serce zaczęło bić szybciej. Jednocześnie nie mogłam się doczekać i martwiłam się, co Justin mi opowie. Wskazał palcem na niewielką sofę. Podeszłam do niej i usiadłam. Kilka sekund później Justin zrobił to samo. Wzrokiem badałam jego wyrazy twarzy. Bał się. Sama się bałam. W końcu dałam Justinowi  znak, żeby zaczynał.
-Ah… przepraszam. Zamyśliłem się. –powiedział po krótkiej chwili. –Więc –wskazał na zdjęcie, które było w rogu. –to jesteś ty. –zadrwił. Wow, nie wiedziałam, że to mogę być ja! Oglądał wszystkie zdjęcia, aż natrafił na jedno, na którym się cięłam. –Jak się domyślasz, ten facet, którego właśnie się pozbyłem, porwał mnie. Był moim szefem. Zawsze zastanawiałem się, dlaczego policja jeszcze go nie złapała. Najpierw kazał mi łapać młode kobiety, potem je gwałcił, a na końcu zabijał… -przerwał, po czym wziął głęboki oddech. –Ostatnią byłaś ty.  Spodobałaś mu się. Z początku robiłem to, co zawsze. Nienawidziłem tej pracy. Myślałem, że ty byłaś taka jak wszystkie. Naiwna. Felix też tak myślał. Codziennie obmyślaliśmy plan, jak ciebie złapać. O ucieczce nie było mowy, bo ten i tak by mnie złapał. Nigdy z nim nie miałem szans. –ciężko westchnął. Chciało mi się płakać, ale wiedziałam, że nie mogę. – Pamiętasz, gdy ktoś ciebie gonił? Pamiętasz te wszystkie SMS? Pamiętasz, gdy powiedziałem po raz pierwszy, że ciebie kocham?  To wszystko było z początku kłamstwem. Jednak potem, potem dopiero zrozumiałem, że znalazłem szczęście.  Szczęście, którego w życiu nie miałem. Zawsze zastanawiałem się, czy ty już coś przeczuwałaś. Wtedy, gdy powiedziałem to wszystko, gdy wyrzuciłaś mnie z domu, zrozumiałem, że jesteś dla mnie bardzo ważna. Miałaś rację, drzwi były zamknięte. Felix o wszystko się postarał. Cały czas miał mnie na oku. –Justin powiedział i podszedł do mnie. Złapał za moje ręce i ucałował je. –Teraz nikt nam nie przeszkodzi.  Obiecuję. –po tych wszystkich słowach, które powiedział,  miałam wątpliwości,  czy mogę mu jeszcze raz zaufać. Niepewnie pokiwałam głową. Justin uśmiechnął się. Gdy chciał mnie pocałować, zatrzymałam go.
-Nie teraz. Nie mam ochoty. –powiedziałam. Justin westchnął. –Mogę wrócić do domu?
-Naprawdę? Skarbie… Mamy teraz to wszystko dla siebie. –jego ton głosu aż prosił o to, żebyśmy zostali. Niechętnie się zgodziłam. 
-Przynajmniej wyjdźmy z tego pomieszczenia.
-Pani przodem. –powiedział.
-Wow, jaki  gentleman. –uśmiechnęłam się do siebie. Justin się cicho zaśmiał. Prowadził mnie. Weszliśmy do  innego pokoju. Zza okna było widać mrok. Wyciągnęłam swój telefon i spojrzałam na godzinę. Była druga nad ranem. W pewnej chwili zaczęłam rozmyślać nad tym, ile ten dom ma pokoi.
 Pośrodku stało wielkie, dwuosobowe łóżko. Miałam  nadzieję, że to pokój Justina… Podeszłam do łóżka, ściągnęłam buty i usiadłam na nim. Justin zdjął swoją bluzkę i się do mnie przyłączył.
-Naprawdę? –jęknęłam. Na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech.
-Ktoś tu się czerwieni? –zaśmiał się.
-Wcale nie! –skłamałam, śmiejąc się.
-Dobra, dobra. –powiedział. Zaczęłam przegryzać dolną wargę. –Dać ci coś do spania? –zapytał. 
-Tak, dzięki. –odpowiedziałam.
-Nie dziękuj. Dla ciebie wszystko, księżniczko. –puścił do mnie oczko i podszedł do szafy, żeby  poszukać dla mnie jakiegoś ubrania.  Ukradkiem podziwiałam jego pięknie wyrzeźbione ciało. Wydałam z siebie niespodziewany jęk. Miałam cichą nadzieję, że on tego nie usłyszał, jednak się zaśmiał. 
-Robisz to specjalnie? –zakpiłam z niego.
-Co takiego? –w końcu wyciągnął długą bluzkę i rzucił ją w moją stronę. –Tam jest łazienka –wskazał na drzwi. –wróć szybko. –powiedział całkowicie poważnie. Gdy byłam przy drzwiach, zdołałam się na odwagę, aby go pocałować. Odwróciłam się i zaczęłam iść w jego stronę. Moje usta dotknęły jego. Był zdziwiony, jednak oddał pocałunek. Po krótkim pocałunku postanowiłam iść się przebrać. Z moich ust wydostał się nieśmiały śmiech. Chwilę później znalazłam się w łazience. Pospiesznie zdjęłam swoje ciemne jeansy, a następnie bluzę. Wyjrzałam przez okno. Nic się nie zmieniło od wczoraj. Wciąż było zbyt wysoko, żeby móc stąd uciec… Przeklęłam pod nosem. Odruchowo szukałam czegoś ostrego. Tak bardzo tęskniłam za żyletką. W rogu łazienki leżał nóż. Nie chciałam wiedzieć, co nim zrobiono, ale podbiegłam po niego.  Oparłam się o ścianę i przyłożyłam nóż do ręki. Bluzka była zbyt długa, żeby zakryć nowe rany. Krew lała się, jakby była jakimś wodospadem. Byłam już przyzwyczajona do bólu… To nie wystarczało. Chciałam zrobić coś znacznie gorszego. Wstałam i zaczęłam chodzić nerwowo w kółko. Złapałam się za głowę, a z moich oczu leciały strumyki łez. Podeszłam do szafki. W niej znajdowały się różne lekarstwa. Odruchowo wzięłam pierwsze-lepsze. Chwilę zastanawiałam się, czy mam to zrobić. Byłam kompletnie zagubiona. Postanowiłam nasypać na swoją rękę dużo tabletek. Nie miałam pojęcia czy one były nasenne, czy nie. Nie obchodziło mnie to.  W pewnym momencie usłyszałam pukanie do drzwi.
-Molly? Jesteś tam? Wszystko w porządku? –zapytał Justin. Długo nie odpowiadałam. Nie chciałam w ogóle odpowiadać. Wciąż trzymałam w ręce tabletki. Usiadłam pod ścianą, trzymając je. Nie tracąc chwili, połknęłam zawartość.  Justin powoli nacisnął na klamkę. Drzwi niepospiesznie się otwierały.  Szybko szukałam miejsca, gdzie mogłam ukryć puste opakowanie, jednak bezskutecznie. Justin wbiegł jak poparzony do łazienki i złapał mnie za ręce. Zaśmiałam się głupio. Czułam, że zaraz stracę przytomność. Wewnątrz aż błagałam, żeby do tego nie doszło. Justin pobiegł czegoś poszukać, ale ja już powoli odchodziłam. –Molly?! Molly, proszę powiedz coś! –wołał. Przed oczami robiło się coraz bardziej ciemniej. Nie potrafiłam nawet odpowiedzieć zwykłego, głupiego „tak”. Czułam, że zaraz całkowicie zasnę. Justin wyciągnął swojego iPhone, ale nic z tego. Nie było nawet zasięgu, żeby zadzwonić na pogotowie. Usiadł obok mnie, a z jego oczu lały się strumyki łez. Popatrzył na moje nowe zakrwawione rany. Ostatnie  swoje siły zużyłam na to, żeby się uśmiechnąć.

~
Hej, to znów ja.
Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Wiem, że jest meeega krótki, ale... nie potrafiłam dalej pisać, bo byłam zalana łzami. Czasami sama jestem ciekawa co dalej napiszę :o.
Ok, nieważne. Liczę na komentarz <3.

Kocham was, Julia.


btw. to nie jest ostatni rozdział. #promise 




11.06.2013

–Pokój pełen moich zdjęć #8

 Biegłam przez las w poszukiwaniu Justina. Po pięciu minutach intensywnego biegania, zauważyłam, że  w oddali pewien krzak zaczął się ruszać. Niepewnie ruszyłam tam, z nadzieją, że będzie to tylko chowający się Justin.
-Justin? –szepnęłam. –Proszę, nie rób tego… -jednak, wbrew moim oczekiwaniom, obok mnie pojawił się wilk. Byłam cholernie przerażona. Nie wiedziałam co robić. Białe zwierzę zawyło, a potem wystawiło do mnie swoje ogromnie wielkie kły. Kompletnie się pogubiłam. Miałam stać czy uciekać?  Nagle usłyszałam strzał. Wielka, biała bestia upadła na ziemię. Owszem, bałam się. Ale czy to był powód do zabicia niewinnego zwierzaka? Zawsze byłam na tym punkcie wrażliwa. Pojedyncze łzy spadły mi z oczu. Chwilę później poczułam, że ktoś otula mnie od tyłu. Ku mojemu zaskoczeniu, nie był to Justin. Facet był grubo po trzydziestce. Miał zarost, brązowe włosy. Był szczupły, a jego ubrania idealnie pasowały do ciemnego lasu. Wystraszona, oderwałam się od niego.
-Co ty… robisz?! – wykrzyczałam.
-Chodź, jest zimno. Mam niedaleko dom. Nie zrobię ci nic złego. –zapewniał. Niechętnie się zgodziłam. Widać było w jego oczach błysk. Miałam nadzieję, że kłamie, jednak nikogo innego nie było w pobliżu. Ruszyliśmy w kierunku niewielkiego domku.
 Gdy byliśmy na miejscu, byłam totalnie zaskoczona wystrojem w środku. Wręcz nie wierzyłam. Dom był w stylu nowoczesnym. Białe sofy, ciemne meble i kilka kwiatków, od razu rzuciły mi się  w oczy.
-Wow… naprawdę masz styl. –powiedziałam. W tej chwili, do głowy wpadł mi mój pokój. Ściany były szare, a podłoga biała. Moje meble nie były czymś niezwykłym, ale dla mnie miały ten swój urok. Obok niewielkiego okna stał mój MacBook.  W kącie biurka był wycięty otwór na mój pamiętnik. W tym pamiętniku zapisuję wszystko, co mnie spotyka. Piszę również i teraz. W nim zawsze są żyletki.  Dopiero teraz sobie uświadomiłam,  jak bardzo kocham mój pokój. Z rozmyśleń nad moim pokojem, wyrwał mnie głos tego faceta. Cholera jasna.
-Dać ci coś do picia? Czekolady? –zapytał.
-Możesz czekoladę. –odpowiedziałam z niewielkim uśmiechem. Szybko poszedł do kuchni. Wykorzystałam ten moment na zwiedzanie domu.  Pokonałam schody, które wydawały się nieskończone. Jego łazienka była spełnieniem moich marzeń. Byłam zaskoczona tym, że ten dom z wyglądu zewnętrznego jest taki mały, a w środku taki ogromny. Z ciekawością złapałam za kolejną klamkę. To, co  w niej zobaczyłam, totalnie mnie zaskoczyło. Na ścianach wisiały moje zdjęcia.  Zaczęłam się coraz bardziej bać. Skąd ten człowiek je wziął? Nigdy nie udostępniałam swoich zdjęć w sieci. Ceniłam prywatność. Usłyszałam, że ktoś idzie po schodach. Szybko, prawie bezdźwięcznie wyszłam z pokoju.
-Co ty tu robisz?! –zapytał.
-Ja?...Oh… ja... –chwilę zastanawiałam się nad odpowiedzią. –Ja szukam łazienki. Pokażesz mi ją? Proszę…- wymyśliłam najprostsze kłamstwo, jakie może być. Facet popatrzył na mnie niepewnie.
-Tak. W prawo. –wskazał mi drogę. –Ale wróć szybko, bo zrobiłem ci czekoladę.
-Dobrze. –ruszyłam w kierunku łazienki. Po kilku sekundach zamknęłam ją na klucz. Kręciłam się nerwowo w kółko. Co on właściwie ode mnie chciał? Wiedziałam, że to nie będzie rozwiązanie, ale szukałam czegoś ostrego. Otworzyłam pewną szafkę i aż się przeraziłam. W niej znajdowało się  wiele
prezerwatyw. Nie mogę tu dłużej zostać. Podbiegłam do okna i wyjrzałam przez nie. Było dosyć wysoko.
-Kurwa –przeklnęłam pod nosem. Zostało mi tylko wyjście przez normalne drzwi. Ale co potem zrobię? Dokąd się udam? Ciemne myśli miałam przed oczami. Wyciągnęłam z kieszeni swój iPhone. Nie było nawet zasięgu. Weszłam szybko na Twitter i wystukałam jedno słowo. „Pomocy”.  Osoby odpisywały mi, że wszystko będzie dobrze, ale nie pytały co się stało. To jest najdziwniejsze. Usiadłam w kącie. Włączyłam profil mojego, kiedyś, przyjaciela. Ostatni tweet brzmiał „straciłem ją”. W moich oczach powstała fontanna łez. Tak bardzo potrzebowałam go przy sobie. Nieważne, że zrobił to wszystko. On zawsze potrafił mnie rozbawić. Usłyszałam pukanie do drzwi.
-Już, chwilkę! –powiedziałam. Niechętnie wstałam. Ruszyłam w kierunku drzwi.  Otworzyłam je i zeszłam powoli do salonu. Zauważyłam, że ten człowiek siedzi na białej sofie i pije czekoladę. Moja stała obok. Podeszłam do niego i usiadłam obok. Uśmiechnął się do mnie.
-Jak się nazywasz? –zapytałam.
-Felix. A ty? – zakpił. Ba, bo ty nie wiesz jak się nazywam. Idiota.
-Kelsey. –skłamałam. Jego mina świadczyła o tym, że wie, że kłamię. Ha, mam cię.  Wzięłam do rąk gorącą czekoladę. Chciałam wziąć łyka, gdy usłyszałam trzask drzwi. Słychać było serię przekleństw. Moje serce zaczęło szybciej bić ze strachu.  Moja czekolada wypadła mi z rąk, gdy zauważyłam, kim był ten człowiek, który wszedł do domu.  Gdy Justin  mnie zobaczył, jego źrenice się błyskawicznie powiększyły. Przełknął ciężko ślinę. Co się stało?
-Justin? Ale niespodzianka. Spójrz, kogo spotkałem. –Felix wskazał na mnie. Justin nie spuszczał ze mnie wzroku. Zresztą, ja też nie. –Co jesteś jakiś taki dziwny? Chodź tutaj! –rozkazał. Justin niechętnie podszedł do nas. Usiadł obok mnie. –Ona dzisiaj będzie moją zabawką. Co ty na to? –powiedział to, w tak okrutny sposób, że chciało mi się wymiotować.
-Nie. –odezwał się Justin. Jego odpowiedz totalnie mnie zaskoczyła.  Felix wstał i podszedł do Justina. Chwycił go za ubranie i podniósł.
-Co powiedziałeś?- zakpił z Justina. Widząc, że Justin traci tlen, wstałam i krzyknęłam:
-Zostaw go! –w odpowiedzi zarobiłam w twarz. Zawyłam z bólu. Złapałam się za uderzony policzek. Z moich oczu wypłynęły małe łzy.
-Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego ją uderzyłeś?! –krzyczał Justin. Wtedy Felix mocno złapał mnie za ramię i starał zaprowadzić do innego pokoju. Próbowałam się wyrwać, jednak bezskutecznie. Justin również próbował coś robić, ale jego szef był silniejszy. Gdy znaleźliśmy się w osobnym pokoju, Felix zaczął zdejmować ze mnie ubrania. Byłam w totalnym szoku, nie wiedziałam, co mam robić.
-Proszę, nie rób tego! –błagałam.
-Zamknij się suko! –krzyczał mi w twarz i pospiesznie zdejmował ze mnie ubrania. Nagle zauważyłam, że drzwi do pokoju się otwierają. W nich pojawił się Justin. Przyłożył palec na znak, żebym nic nie mówiła.  Pokiwałam swoją głową. Byłam przerażona, jak nigdy w życiu. Justin wziął do rąk pistolet.
-Nie! Nie! Nie! –krzyczałam. Felix odwrócił się w stronę Justina. W jego oczach było widać złość. Oderwał się ode mnie i ruszył w jego kierunku. Gdy  Justin zauważył, że Felix jest wystarczająco blisko jego, pociągnął za spust. Przeraźliwy dźwięk broni rozprzestrzenił się  po domu.  Felix upadł z hukiem na ziemię. Wcale nie czułam współczucia. Ten człowiek chciał mnie zgwałcić. Kazał zabić wiele osób.  Justin podbiegł i przytulił mnie. Nie odpychałam go. Natomiast tego, również go tuliłam.
-Zaczekaj tutaj. –powiedział do mnie.  Pokiwałam głową. Justin podszedł do martwego ciała i zaczął go wyciągać z pokoju. Po kilku minutach odważyłam się podbiec do okna. Justin  palił martwe ciało. Wyglądało to okropnie, ale takiemu człowiekowi należało się to. Mój bohater wykopał dół i wrzucił prochy do środka. Zakopał je i zaczął biec do domu. Spojrzałam na podłogę. Było na niej mnóstwo krwi. Zignorowałam to i ruszyłam po moje ciuchy. Nałożyłam szybko swoje jeansy i moją ulubioną czarną bluzę. Usłyszałam krople wody. Chwilę później poczułam lekki uścisk w talii. Justin składał niewinne pocałunki na mojej szyi. Naprawdę, ten człowiek wie, kiedy to robić. Wyczuj sarkazm.
-Myślisz, że to jest najlepszy moment? –zapytałam, wskazując na wielką plamę krwi na podłodze.  Justin westchnął i podbiegł to umyć. Gdy to zrobił, wrócił do mnie i wyszeptał:
-Może pójdziemy do innego pokoju?
-Naprawdę? Justin… Nie dzisiaj. Zbyt dużo emocji. Opowiesz mi wszystko od początku? –zapytałam.

-Tak. –wziął moją rękę i zaprowadził do pokoju, który zobaczyłam znacznie wcześniej. 

~
Hej, to znów ja. Tym razem z ósmym rozdziałem! 
Mam nadzieję, że się podoba. Wiecie co jest najdziwniejsze w tym wszystkim? Chwalicie mnie, że dobrze piszę, a gdy mam napisać coś na polski... Jedynka. Przez to wszystko mam wątpliwości czy zakończyć bloga, czy jeszcze pisać.  Dzisiaj wchodzę na bloga i widzę, że jest ponad 700 wyświetleń! Jestem pozytywnie zaskoczona! Kocham was bardzo mocno <3.  Dzisiaj męczyłam się nad wyborem dobrych gifów, aby zrobić krótki opis opowiadania klik. Myślę, że spodoba wam się, choć to nie jest idealne.
Jeszcze raz: Kocham was bardzo mocno.
Liczę na komentarze <3
Julia.

11.03.2013

–Kręciłam się nerwowo wokół własnej osi #7

 Obudziłam się na czymś miękkim. Ostatnie co pamiętałam, było podcięcie sobie żył. Rozejrzałam się dookoła. Biegające kobiety w białych fartuchach przykuły mi natychmiastową uwagę. Zauważyłam, że jedna idzie w moją stronę. Posłała mi serdeczny uśmiech, a potem zaczęła ze mną konwersację.
-Widzę, że panienka już się obudziła? – zapytała.
-Cóż, myślę,  że tak. –odpowiedziałam najmilej jak potrafię, jednak nie udało mi się. – Mogę wiedzieć, gdzie jestem?
-W szpitalu. Miałaś próbę samobójczą, jednak twój chłopak przybył na czas i cię uratował. – uśmiechnęła się. –Czy powiesz mi dlaczego chciałaś zakończyć życie? Jesteś młoda i piękna, a tak robisz.
-To nie jest pani sprawa! –wykrzyczałam.
-Nie jest, owszem, ale powinnam wiedzieć. Jak ci na imię? – lekarka powiedziała to z kpiącym uśmiechem.
-Nazywa się Margaret. Margaret McClay. –powiedział ktoś, kogo głos znałam doskonale. Justin stał oparty o drzwi. Gdy lekarka odwróciła wzrok na mnie, puścił mi oczko. Przewróciłam oczami.
-Jak długo pozostanę tutaj? –zapytałam.
-Myślę, że jutro rano powinnaś wyjść. Tylko po powrocie do domu nie rób nic złego. –odwróciła się w stronę Justina – Przypilnuj jej. – uśmiechnęła się do niego. Przez chwilę patrzyła na jego seksowną twarz, że zaczynałam się robić zazdrosna. Justin przeniósł wzrok na mnie. Zauważył, że patrzyłam na niego surową miną. Zaczął iść w moją stronę. –Powinnam zostawić was samych. –powiedziała młoda lekarka i puściła oczko do Justina. Co to miało niby znaczyć?!
-Ktoś tu jest zazdrosny! –zakpił ze mnie  Justin.
-Odejdź ode mnie. Nienawidzę ciebie. –powiedziałam całkowicie spokojnie.
-Ja wiem, że jest inaczej. –zbliżył niebezpiecznie blisko swoją twarz do mojej, a potem pocałował moje usta. Cholera, dlaczego on tak na mnie działał? Nienawidziłam tego.  Jęknęłam w pocałunku, a on się tylko zaśmiał. Oderwał swoje usta od moich i usiadł na łóżku. Złapał moją rękę i obrócił ją tak, żeby było widać nowe blizny. Z wesołego uśmiechu, na jego twarzy, pojawił się smutek.
-To przeze mnie. Nie powinienem ci to mówić…  Jest mi tak cholernie przykro, skarbie. Przepraszam ciebie. –powiedział, patrząc w moje oczy. W kącikach jego oczu widać było małe łzy. Postanowiłam użyć sił, które mi jeszcze zostały, żeby pocałować Justina.  Jednak, zamiast zwykłego pocałunku, stworzyliśmy bardzo namiętny. Nasze języki walczyły ze sobą. Usłyszałam udawane kaszlnięcie i zauważyłam, że naprzeciw stoi lekarz.
-Chciałem powiedzieć, że to jest miejsce publiczne. Plus, są tutaj chorzy ludzie. I małe dzieci. Proszę, więc zachować to na inne okazje. Dziękuję. –powiedział do nas. Po tym, jak wyszedł z sali, Justin zaczął go naśladować. Udawał, że ma takie jak on długie, brązowe wąsy. Mój  śmiech i jego słychać było chyba wszędzie. Kilka razy zwracano nam uwagę, żebyśmy byli cicho, ale ja za każdym razem mówiłam „Więc wypiszcie mnie dzisiaj!”. Uwielbiałam jego poczucie humoru. Zawsze wiedział, co ma powiedzieć.  
 Gdy nastała noc, czuwał przy mnie. Nasze ręce w ogóle się nie rozłączały.  Zaczęłam martwić się o jego kręgosłup, ponieważ całą noc przesiedział na krzesełku. Nawet nie wiem, czy można było to nazwać „krzesłem”. 
  Obudziłam się o szóstej rano. Nie poczułam go obok siebie. Moje zaniepokojenie zauważyła pielęgniarka, podeszła do mnie i wyszeptała kilka słów:
-Nie martw się. Zaraz wróci.
  Nieoczekiwanie, w drzwiach znalazł się Justin z piękną różą i wielkim koszykiem, który miał ogrom słodyczy. Na samą tą myśl uśmiechnęłam się tak, że zabolały mnie policzki. Pewnie wyglądałam jak jakiś burak, bo miałam je czerwone jak nie wiem co. Justin, zauważywszy, że się uśmiecham, automatycznie zrobił to samo. Podszedł do mnie i podał to wszystko.
-Wszystkiego najlepszego, księżniczko. –wyszeptał swoim seksownym, zachrypniętym głosem mi do ucha. Przegryzłam dolną wargę.
-Pamiętałeś! Jestem taka szczęśliwa… Dziękuję! –wykrzyczałam, a potem moje usta znalazły się na jego.  Kilka lekarek patrzyło na nas ze zdziwieniem, ale ignorowałam tą myśl. Wtedy liczyło się tylko i wyłącznie to, że pamiętał o mnie. Nikt nie pamiętał o mnie. Nigdy. To się stało po raz pierwszy od śmierci moich najważniejszych osób. Moja babcia zawsze dawała mi drobny upominek, choćby nawet całus. Zawsze mi to wystarczało. Z rozmyśleń nad tym wszystkim, wyrwał mnie głos lekarza.
-Panienka już może wrócić do domu. Badania wykazały, że jest pani całkiem zdrowa. Ale jedno ostrzeżenie… Proszę tego nie powtarzać. –poprosił. Trudno mi było to potwierdzić, ale chciałam, żebym w końcu znalazła się w domu. Postanowiłam pokiwać głową, że zgadzam się.  Justin podał mi rękę, jednak zignorowałam ją. Dlaczego byłam taka okropna? Ten człowiek prawdopodobnie mnie kochał, jeszcze się starał, żeby mi niczego nie brakowało, a ja po prostu go ignorowałam.  Byłam beznadziejna. Nienawidziłam siebie tak bardzo mocno. Chęć zaśnięcia na zawsze była niewyobrażalna. Czy to jest możliwe, że w jednym dniu znienawidzi się człowieka, a w drugim po prostu zachowujemy się jakby nic się nie stało? Przecież to jest chore. Justin mnie zranił. Cholernie zranił.  Jednak w nim było coś takiego… przyciągającego. Nie potrafiłam się na niego długo gniewać. W końcu uratował mnie, choć nie prosiłam o to…  Nawet nie mam pojęcia, jak się dostał do mojego pokoju, skoro go zamknęłam na klucz. Cały dom był zamknięty… To zaczynało się robić dla mnie dziwne.
-Powiedź mi, kim ty do cholery jesteś? –zapytałam, gdy byliśmy już w jego czarnym Ferrari.
-Nie wiem… Justin Bieber? Twoim nie-chłopakiem?- zadrwił.
-Nigdy nim nie będziesz. Nie po tym wszystkim.
-Uważasz, że lepiej byłoby, gdybym ci nie mówił? –zapytał, przyspieszając. Nie odpowiedziałam.  Ukradkiem zauważyłam,  że wyjechaliśmy z Santa Barbara.  Po przejechaniu dwudziestu kilometrów, spróbowałam się zapytać Justina, dokąd się wybieramy.
-Nie mów nic, kurwa. –odpowiedział. Odwróciłam się na bok, po którym było okno i oparłam się o nie. Justin zauważył mój niepokój. Mocno zahamował autem. Słychać  było pisk opon.
-Co kurwa? –krzyknęłam. Justin pospiesznie wyszedł z auta. Otworzyły się drzwi od mojej strony. Złapał mnie za rękę i pociągnął w swoją stronę. Niedaleko był las. Justin prowadził mnie w jego kierunku. Kompletnie nie wiedziałam, co mam robić. Próbowałam się wydostać, jednak jego uścisk był bardzo mocny. Zaczęłam płakać. Gdy byliśmy w takiej odległości, gdzie nikt nas nie mógł zobaczyć, Justin puścił mnie.
-Wykrzycz to. –powiedział. Te słowa totalnie mnie zaskoczyły.
-Co masz na myśli?! –wyszeptałam, cała zalana łzami.
-Wykrzycz to, jak bardzo nienawidzisz świata.
-Justin, źle się czujesz? –zaczęłam rejestrować jego wyraz twarzy. Był całkiem spokojny.
-Nie, jest w porządku. Dlaczego nie chcesz tego zrobić? Przejechaliśmy tyle, kurwa, tysięcy kilometrów, a ty pytasz się mnie, czy ja się dobrze czuję? Wczoraj chciałaś popełnić samobójstwo. Gdyby nie ja…

-Drzwi były zamknięte. Sprawdzałam wszystko dokładnie. Masz mi coś do powiedzenia?! Wolałabym nie żyć, niż związać się z kimś takim! Nie wiem, dlaczego właśnie ciebie uznawałam za przyjaciela. Moje miejsce jest gdzie indziej. Nie tutaj! –zaczęłam coraz bardziej płakać.  –Wiesz co mnie dziwi? –zapytałam. – Miałeś tyle okazji, żeby mnie zabić. Dali ci na zadanie, żeby mnie uwieść. Udało ci się.  Dlaczego więc nie dali ci na zadanie mnie zabić?! Może to jest jednak kolejne zadanie? Przyznaj się, huh? –szturchnęłam go. Justin nie odpowiadał. Patrzył w pustą przestrzeń. Nagle poczułam coś chłodnego na ramieniu. Odwróciłam swoją głowę w tył. Moje serce zaczęło bić coraz szybciej, a oddech miałam nierówny. Gdy wróciłam do naturalnej pozycji, nie zauważyłam Justina. Kręciłam się nerwowo wokół własnej osi. Przyznam, cholernie się bałam.  

~
Hej, czytelnicy!
Kolejny rozdział mam za sobą. Dodałam to, ponieważ Justyna i Marcelina mnie męczyły. Mam nadzieję, że się podoba i przepraszam za wszystkie powtórzenia etc. 
Kocham was, Julia <3

11.02.2013

–Strumykami lały się krople krwi #6

 Słychać było fale oceanu, uderzające o brzeg  wielkiej, piaszczystej plaży. Szłam wzdłuż niej, a za mną podążał niegdyś przyjaciel. Powiedziałam mu, że potrzebuję spokoju, ale on i tak stwierdził, że lepiej będzie, gdy ze mną pójdzie. Bardzo doceniałam jego wytrwałość , przy moim ciężkim charakterze. Po ciężkiej wędrówce postanowiłam usiąść. Moje oczy od razu zapełnimy się łzami. Wyciągnęłam z kieszeni swojego iPhone i wystukałam kilka słów. Chwilę później usłyszałam, że moja wiadomość doszła do Justina. Wyciągnął swój telefon i odpisał na mój SMS.
„Nie zamierzam ciebie skrzywdzić.” – po tym, jak wysłał wiadomość, usiadł obok mnie. Wziął w swoje ręce, moje.
-Nigdy w  życiu, księżniczko. –pocałował je. Chciałam zabrać ręce od niego, ale coś mi nie pozwalało tego zrobić. Justin przytulił mnie i pocałował  w głowę. Wciąż nie potrafiłam tego zrozumieć.
 Szliśmy wzdłuż molo. Było dość wąsko, więc trzymaliśmy się niebezpiecznie blisko. Fale uderzały z ogromną siłą. Ludzie jednak ignorowali tą świadomość i kąpali się w ciepłym oceanie. Stare deski mola wyglądały tak, jakby miały się zaraz zawalić. Silny wiatr uderzał w moją twarz. Po przejściu pięćdziesięciu metrów, Justin i ja usiedliśmy na ławce.
-Zimno ci? –zapytał opiekuńczym głosem Justin.
-Nie, nie. –skłamałam. Justin westchnął. Po chwili zdjął z siebie sweter i nałożył go na moje ramiona. Naprawdę podziwiałam to, co on zrobił. Wszystko. Chwycił mnie za talię i przytulił. Potem pocałował mnie w policzek. Zaczerwieniłam się.
 Po  długiej chwili usłyszałam głosy, których nienawidziłam.  Katherine i Simon.  Dlaczego oni zawsze znajdowali się tam, gdzie ja byłam? Przewróciłam oczami.
-Haha, kogo ja tu widzę? –odezwała się Katherine. Nie chciałam odpowiadać, jednak to co potem powiedziała potem mnie totalnie oburzyło.
-Ojciec w więzieniu, matka nie żyje. Kim ty teraz jesteś? Głupia, wredna dziwka. –wykrzyczała w moją twarz. Wstałam z ławki i zaczęłam się szarpać z Katherine. I to był mój wielki błąd. Justin próbował nas uspokoić, natomiast Simon cały czas się śmiał. Nagle Katherine zbyt mocno mnie popchnęła i uderzyłam nogą o ławkę. Nie zdążyłam się czegokolwiek złapać. Moje ciało poczuło ten zimny dreszcz, gdy dotknęłam  wody. Nigdy nie potrafiłam pływać. Próbowałam z każdej siły wydostać się z wody. Jednak bezskutecznie. Czułam, że tonę, gdy nagle poczułam czyjeś ręce próbujące mnie wydostać z głębiny. Doskonale znałam ten dotyk. Jedynie jedna osoba miała taki kojący dotyk. Gdy go czułam, miałam zawsze nadzieję, że wszystko mam pod kontrolą, że będzie wszystko w porządku.  Justin wydostał mnie na brzeg i zaczął mnie  ratować. Wołał o pomoc, jednak ludzie tylko panikowali, zamiast kogoś zawołać. Czułam, że odzyskuję życie, że wracam.  Głęboko zaczerpnęłam powietrze.  Justin rzucił mi się w ramiona. Ludzie zaczęli klaskać, a inni po prostu robili zdjęcia. Z daleka widziałam, że Simon i Katherine uciekają. Wredne, tchórzliwe dzieciaki.    
  Byłam cała mokra. Justin zdjął z siebie koszulkę. Zaczęłam podziwiać jego pięknie wyrzeźbione ciało. Moja ręka niespodziewanie powędrowała w stronę jego brzucha i zaczęła go dotykać. Justin się zaśmiał.
-Chodź, w domu będziesz podziwiać. – wyciągnął w moim kierunku rękę. Szybko wstałam.  Justin chwycił moją talię i szliśmy szybkim tempem  do domu.  Znaleźliśmy się w nim w ciągu pięciu minut. Pobiegłam szybko do pokoju, żeby przebrać sobie ubrania. Gdy wychodziłam z łazienki, Justin czekał na mnie na łóżku. Oczy miał zamknięte, a klatka piersiowa mu  opadała i podnosiła się. Zorientował się, że jestem już gotowa, więc wstał i ruszył w moim kierunku. Miał smutny wyraz twarzy. Moje serce zaczęło bić coraz szybciej. Oddech miałam nierówny.
-Muszę ci coś powiedzieć… o sobie. –powiedział.
-Um… Dobrze. Chodźmy na początek może coś zjeść? Jestem strasznie głodna. – wskazałam na brzuch. Jego słowa wprawiły mnie w zakłopotanie. Co chciałby mi powiedzieć? Przecież, myślałam, że wiem o nim absolutnie wszystko… Zaniepokoiłam się. A co jeśli chce ode mnie odejść? Moje negatywne myśli nie dawały mi spokoju.  Wyszliśmy z mojego pokoju. Gdy znaleźliśmy się w kuchni, powiedziałam Justinowi, żeby usiadł w salonie. Zgodził się. Szybko wyjęłam z lodówki zbędne rzeczy, żeby zrobić nam obiad. Nie byłam perfekcjonistką, ale  myślałam, że dobrze potrafię zrobić przynajmniej naleśniki.  Niestety, przez stres wywołany przed rozmową, ciasto spaliło mi się na patelni.
-Kurwa –przeklnęłam.  –nic nie potrafię zrobić. Jestem beznadziejna. – w tej chwili do kuchni wszedł Justin.
-Nie jesteś – jego twarz znalazła się niebezpiecznie blisko mojej. Pocałował mnie w usta. –dla mnie jesteś idealna.  –po tym co mi powiedział,  zaczął robić serię naleśników. Robił to w bardzo seksowny sposób. Przegryzłam dolną wargę. Po zrobieniu dwudziestu naleśniku podszedł z powrotem do mnie i  złapał mnie za rękę. Zaprowadził do salonu i kazał czekać. Byłam bardzo zaciekawiona, tym co dla mnie szykował. Nie czekałam długo, żeby zobaczyć coś, co mnie naprawdę zdziwiło. Na talerzu było coś przecudownego. Nie potrafiłam nazwać to słowami.
-Jedz, skarbie. –poprosił niepewnie Justin.
-Boże, Jezu, kocham cię normalnie za to. – wykrzyknęłam.  Justin się zdziwił tym, co powiedziałam.  Czasami nie planowałam swoich wypowiedzi…
-Czy ty… Czy ty to powiedziałaś? –zapytał.
-Tak, ja… tak. –uśmiechnęłam się serdecznie. Wstałam i rzuciłam mu się w ramiona, a następnie został obdarowany słodkim pocałunkiem.  Wciąż nie wierzyłam w miłość. W Justinie było coś takiego… przyciągającego. Na jego widok zawsze moje serce zaczynało bić mocniej. A jeśli? Jeśli jestem naprawdę w nim zakochana?  Nie potrafiłam tego stwierdzić. Z rozmyśleń nad tym, czy naprawdę kocham Justina, wyrwał mnie jego zaniepokojony głos.
-Nie wierzę, że mnie naprawdę kochasz… Ale jeśli tak się dzieje, to musisz coś o mnie wiedzieć. To będzie naprawdę dla mnie trudne mówić ci o tym. Ale obiecaj mi jedno. Zostaniesz, gdy ci powiem, kim jestem. –popatrzył mi głęboko w oczy. Było tam widać niepewność. Powoli pokiwałam głową. Wciąż miałam wątpliwości. -Więc… ja… jak ja mam ci to powiedzieć… Wiesz, że ciebie kocham, prawda?
-Justin… powiedź mi.- wzięłam jego duże ręce w swoje. Delikatnie je masowałam, żeby dodać mu otuchy. Uśmiechnęłam się.
-Twój uśmiech jest taki przepiękny. Powinnaś się częściej uśmiechać, skarbie.
-Justin. – upomniałam go.
-Pamiętasz, gdy mówiłem ci o moich rodzicach?
-Tak, ale co to ma do rzeczy? –zaśmiałam się niepewnie.
-Więc… Dobra, Justin, dasz radę – mówił do siebie, po czym głęboko westchnął. – Oni nie zmarli. To znaczy, nie żyją już, ale… -przerwał na chwilę. – Miałem tylko trzynaście lat, gdy zostałem porwany. Tam zmuszali mnie do wielu rzeczy… Nawet nie wyobrażasz sobie jakich. Bili mnie, kazali wchodzić do kanałów. Przedostatnie zadanie, jakie mi zadali było…
-Zabicie rodziców, tak? –dokończyłam. W rogach jego oczu widać było łzy.
-Przepraszam ciebie tak bardzo… Teraz jestem tchórzem, bo płaczę. Tak bardzo ich kochałem. Przecież miałem tylko trzynaście lat… -podeszłam do Justina i go przytuliłam. Z moich oczu zaczęła się fontanna łez. Chwilę potem przeanalizowałam jego słowa.
-Chwila, przedostatnie? –zapytałam.
-Tak… ale nie wiem, czy mogę ci to powiedzieć. – odparł.
-Spójrz na mnie, mi możesz wszystko powiedzieć. –uśmiechnęłam się.
-Nie płacz już. – wytarł kciukiem moje łzy.
-Wykonałeś to ostatnie zadanie?
-Myślę, że tak…
-Więc, opowiedz mi o nim. – zachęcałam go.
-Ale wiesz, że nic nie zmieni tego, że ciebie kocham? Kocham ciebie tak cholernie mocno.
-Justin, ja ciebie też. Chociaż… Tak, kocham ciebie. – te słowa dosłownie go zaskoczyły, choć powiedziałam to dzisiaj już drugi raz.
-Molly, chciałem ci to powiedzieć od początku naszego spotkania, ale nie potrafiłem. To jest bardzo trudne. Pamiętasz, gdy wyszłaś z parku i ktoś zaczął ciebie gonić?- zapytał.
-Tak…?
-To było wszystko ustalone. Wtedy nic do ciebie nie czułem. Po prostu pełniłem swoją rolę. Jest mi tak cholernie głupio...-powiedział.   Nie mogłam znieść jego obecności.
-Wynoś się stąd! –krzyknęłam. –albo zadzwonię po policje!
-Molly, ja naprawdę przepraszam! To było moje zadanie… Ja ciebie kocham!
-Wynoś się – powtórzyłam. – Masz trzy sekundy!
-Daj mi to wytłumaczyć. Kocham ciebie! –błagał mnie, gdy już był przy drzwiach.  Szybko zamknęłam drzwi za nim i pobiegłam do swojego pokoju. Zaczęłam płakać. Znów ktoś mnie wykorzystał. Nie potrafiłam uwierzyć w swoje nieszczęście. Na każdym kroku ktoś mnie okłamywał. Mówił, że mnie kocha. Jeśli kiedykolwiek mu wybaczę… Jeśli on naprawdę mnie kochał? Z hukiem zamknęłam drzwi od pokoju na klucz i wyciągnęłam swój pamiętnik. Zanotowałam wszystko, co mnie zżerało od środka. Po napisaniu tego sięgnęłam po moją starą przyjaciółkę.
-Dawno się widziałyśmy, kochanie. –powiedziałam, zalana łzami. Powoli przyłożyłam żyletkę do moich przepięknych żył. Ciach, jedna kreska. Ciach, kolejna i jeszcze jedna.  Strumykami lały się krople krwi.  Kręciło mi się w głowie. Próbowałam wstać, jednak byłam zbyt słaba. Po kilku sekundach prób przed oczami zobaczyłam tylko mrok.

~
Dziękuję wam za wszystko. Za to, ze poświęcacie czas na to opowiadanie. Przepraszam również za to, że rozdziały pojawiają się co tydzień. Niestety zbyt duża ilość nauki nie pozwala mi na pisanie rozdziałów. Ale mam dla was dobrą nowinę: siódmy rozdział mam już prawie gotowy! 
Liczę na komentarze.
Kocham was, Julia. :)





10.27.2013

–Drogi pamiętniku #5

 Byłam zaskoczona tym, co powiedział. Czy w ogóle jest możliwe zakochać się w ciągu trzech miesięcy? Owszem, on był dla mnie ważny, ale jako przyjaciel! Nigdy nie byłam gotowa na miłość i najwyraźniej nigdy nie będę. Bałam się kochać. Jednak w nim było coś… coś takiego przyciągającego. Chciał mnie pocałować, ale powstrzymałam go.
-Przepraszam. To się dzieje  zbyt szybko. – wyjaśniłam. –Może kiedyś? – Justin westchnął. Widać było w jego oczach wyraźny smutek. –Hej, nie martw się. Wciąż jesteś moim przyjacielem. –uśmiechnęłam się. Spojrzał na swój zegarek.
-Na którą masz? – zapytał.
-Na ósmą dwadzieścia.
-Cholera jasna. Spóźniłaś się. To wszystko moja wina… Ja… przepraszam.
-Nie masz za co przepraszać. Wolę się spóźniać, niż być wśród tych idiotów. Ale i tak muszę już iść. Mam nadzieję, że będziesz potem? Kończę o czternastej! –zaczęłam biec do szkoły. Szybko znalazłam się w klasie.
-Naprawdę przepraszam za spóźnienie! Coś mnie zatrzymało… -powiedziałam do nauczycielki. Ona tylko pokiwała głową i wskazała palcem na wolne miejsce. Ukradkiem widziałam, jak wskazują na mnie palcem i szepczą. Przewróciłam oczami i usiadłam na krześle. Całą lekcje myślałam o Justinie i o tym, co mi dzisiaj powiedział. Więc, ktoś mnie kocha... Na samą tą myśl zewnętrznie się uśmiechnęłam.
 Piekło nadeszło, gdy zaczęła się przerwa. Wielka suka, Katherine Leander, podeszła do mojej ławki z Simonem.
-Spóźniona, bo klientowi było mało? –zapytała bezczelnie.
-Masz kurwa jakiś problem? Ja, w przypadku do ciebie, nie jestem dziwką. –odszczekałam do niej. Byłam zaskoczona swoją nagłą odwagą. Wstałam z krzesła i zauważyłam, że jestem od niej o wiele centymetrów wyższa. Na samą tę myśl uśmiechnęłam się. –Nie jestem dziwką. – Widać było, że Katherine odpuściła sobie i poszła z Simonem. Nie wierzyłam w to, co się stało. Ci idioci, którzy przez cztery lata mnie niszczyli, właśnie po prostu odeszli. Nie powiedzieli żadnego słowa, nie zaprzeczyli. Wróciłam z powrotem  na swoje miejsce i wyciągnęłam swój rozbity iPhone. Szybko wystukałam na nim  dwa  słowa:
„Nie wierzę!” wysłałam ją do Justina. Wiadomość przyszyła błyskawicznie.
„Co się stało?” –zapytał.
„Nazwali mnie dziwką, więc po prostu powiedziałam im, że nią nie jestem. Nie uwierzysz. Oni po prostu odeszli!” byłam podekscytowana tym, co się stało.
„Widzisz? Jesteś niesamowita. Czekam na ciebie”. Schowałam swój telefon do kieszeni, bo zadzwonił dzwonek na kolejne lekcje.
 Jeszcze jedna lekcja i się z nim spotkam. Myślenie o nim sprawiało, że dostawałam  ciarki na całym ciele. Doprowadzał mnie do szaleństwa. Ale nie byłam w nim zakochana… Chyba. Nie potrafiłam odróżnić miłości od zwykłego koleżeństwa. To i to było dla mnie tym samym.
  Ta lekcja skończyła się naprawdę szybko. Być może to dlatego, że była moim ulubionym przedmiotem…  
Gdy wychodziłam ze szkoły, na mojej twarzy poczułam powiew cudownego wiatru.  Rozglądałam się po okolicy w poszukiwaniu mojego przyjaciela. Justin stał pięćdziesiąt metrów dalej.
Uśmiechał się. Jego uśmiech był czymś  najpiękniejszym.
Zaczęłam iść w jego stronę. Gdy już przy nim byłam, zauważyłam, że szkoły wychodziły moje znienawidzone osoby. Gdy tylko zobaczyły mnie z Justinem zaczęły to komentować.
-Widzę, że to jest kolejny twój pacjent? – zaśmiały się bezczelnie. –Nie jest za ładny, jak na kogoś takiego, jak ty?
-Przepraszam bardzo, że przerywam wam waszą bardzo ciekawą rozmowę, ale kim ty do cholery jesteś, żeby ją oceniać?! –wtrącił się Justin.
-Nie warto się dołączać do rozmowy, słodziaku. To dotyczy tylko jej osobowości... Jeśli w ogóle ją ma. – powiedziała Katherine do Justina. – Cóż, to tylko i wyłącznie jej wina, że już jest dziwką.
-Ona kurwa nie jest dziwką! –wykrzyczał jej w twarz. – Najchętniej bym cię zabił, ale nie zrobię tego, bo nie jestem, kurwa, mordercą. Nawet nie wiesz, jak ona się czuje! Czy byłoby ci przyjemnie, gdyby ktoś rozsiewał jakieś plotki na temat ciebie? Myślę, że nie. – złączył moją rękę i powiedział – Chodźmy, skarbie. Nie chce mi się już słuchać tych głupot. – ukradkiem zauważyłam, że te wszystkie suki mają zdziwione twarze.  Na mojej twarzy pojawił się wredny uśmiech.  
-Dziękuję ci… tak bardzo mocno. Nie wyobrażam sobie dalszego sensu życia bez ciebie. Możesz mi wytłumaczyć, jak stwierdziłeś, że mnie kochasz?...bo wiesz,  ja nie potrafię tego stwierdzić.
-Nie jestem chyba w stanie tego ci powiedzieć… Dziwnie się czuję mówiąc o tym –zaśmiał się. Zatrzymałam się i położyłam swoje ręce na jego ramionach.  Moja twarz była bardzo blisko jego.  Oddech miał nierówny. Czułam, jak mocno mu bije serce.
-Więc, tak to jest. Tak na ciebie działam… -wyszeptałam mu do ucha, a potem je pocałowałam. Justin położył ręce na mojej talii.
-Proszę, pozwól mi to zrobić. – błagał mnie. Jego oczy były tak cudowne. Nie mogłam się nie zgodzić. Po prostu moje usta wylądowały na jego. Stworzyliśmy namiętny pocałunek. Całował tak cholernie dobrze. Jego usta były czymś niesamowitym. Gdy całował mnie, to  znajdowałam się w innym świecie. W wymarzonym świecie.  Tam, gdzie różowe kwiaty otaczały niewielki ogródek. W nim była huśtawka, na której byłam ja i on. Całowaliśmy się tam bez końca. Krótko po namiętnym pocałunku Justin przytulił mnie. Jego oczy świadczyły tylko o miłości. Powoli wyszeptał kilka, przecudownych słów.
-Dziękuję, że jesteś. –moje policzki stały się różowe, gdy wyszeptał te słowa.
  Gdy byliśmy blisko mojego domu, z daleka zauważyłam, że policja wyprowadza mojego ojca. 
– Co jest?! –krzyknął Justin. Złapał mnie za rękę i pobiegliśmy do domu.
-Co się stało? – zapytałam policjanta. Ten westchnął i powiedział:
-Twój ojciec jest aresztowany za zabójstwo Alissy Muller. –po usłyszeniu tych słów  w moich oczach znalazła się fontanna łez. Więc, to mój ojciec zabił moją własną matkę. Nie potrafiłam uwierzyć w to wszystko. Dlaczego moje życie jest takie okropne? Dlaczego ja? Na świecie jest ponad siedem miliardów ludzi, ale nie. To ja musiałam zostać ukarana. Mój ojciec wyglądał, jakby chciał przeprosić.
  Szybko wbiegłam do domu i wyciągnęłam żyletkę. Zrobiłam swoje kolejne blizny. Zauważyłam, że do pokoju wbiegł Justin. Był zmieszany i bezradny. Szybko zabrał żyletkę mi z rąk i rzucił ją na drugi koniec pokoju. Pobiegł do łazienki po okład i przyłożył mi go do ręki.
-Ja… Przepraszam. – powiedziałam. Moje łzy były nieskończenie wielkie. Justin przyłożył swoje dłonie do twarzy. Chwilę później było widać, że płakał.
-Nie wiem, co mam jeszcze zrobić. Czy ty wiesz, że z kolejną kreską tracisz krew? Czy ty wiesz, że ja nie przeżyję, jeśli odejdziesz? Nie dam sobie rady bez ciebie.
-Jestem beznadziejna. Nikogo nie obchodzę. Każdy wytyka mi błędy. Ja… przepraszam ciebie. Tylko ty mnie rozumiesz. Widziałeś wszystko na własne oczy. – popatrzyłam na jego czerwone od płaczu oczy – Jesteś moim aniołem stróżem?  -Justin się zaśmiał.
-A jeśli tak? Chodź – wstał i wyciągnął w moją stronę swoje ręce – trzeba to umyć. – ruszyliśmy do łazienki. Chwilę później, Justin posadził mnie obok kranu i włączył wodę.  Zaczął myć moje rany. Gdy skończył je myć, wyciągnął bandaż i je zakrył. Potem ściągnął mnie z blatu i poszliśmy spać, ponieważ była już druga w nocy.
 Nazajutrz, wiedząc, że Justin mocno śpi, wstałam i podeszłam do mojego biurka. Wyciągnęłam stamtąd mój pamiętnik. Był bardzo dobrze schowany. Wyjęłam piórnik, potem długopis i zaczęłam pisać.
„Drogi pamiętniku.
Nie potrafię zrozumieć swojego życia. W moim łóżku leży dopiero co poznany facet. Powiedział, że mnie kocha. Poznałam go w Internecie. Nawet nie wiem, gdzie i kiedy dowiedział się, gdzie ja mieszkam. W sumie, wiele rzeczy nie rozumiem. Gdyby była ze mną babcia… Na pewno bym nie miała takich problemów. Moja matka nie żyje, bo ją ojciec  zabił. To jest… takie pokręcone. Z drugiej strony, dziękuję losowi za Justina. Prawdopodobnie  bez niego już by mnie tutaj nie było. Jest godzina czwarta rano, a ja już nie śpię. To jest naprawdę dziwne. Chciałabym sobie zrobić kilka kresek… Przepraszam za wszystko.   Molly”

Po napisaniu wpisu schowałam pamiętnik i poszłam się szykować do szkoły.  Gdy wychodziłam z łazienki, ktoś aka Justin, przytulił mnie od tyłu. Potem pocałował mnie w szyję. Przewróciłam oczami, jednak na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Justin składał pocałunki na mojej szyi.
-Naprawdę musisz tam iść? Moglibyśmy coś zrobić…- Justin mnie błagał.
-Coś?! Justin, co ty masz w swojej głowie? –zaśmiałam się.
-Hej, to nie ja pomyślałem o tym! –uśmiechał się łobuzersko.
-Nie, przepraszam. To nie jest rozwiązanie. Nienawidzę szkoły, ale to mój obowiązek i… naprawdę cię przepraszam.
-No cóż, twój wybór. Ale jeszcze możesz zmienić zdanie, księżniczko.
-Podjęłam decyzje. I nie jestem księżniczką.  A teraz muszę już iść… Przepraszam cię.
-Dlaczego tak często mnie przepraszasz? – zapytał.
-Nie zasługuję na ciebie. Jestem tylko kawałkiem gówna. Naprawdę nie mam pojęcia,  dlaczego wciąż tu jesteś. Przecież mógłbyś żyć, nie martwiąc się o to, że ktoś umiera. Pewnie tam, w innym życiu, byłoby mi najlepiej. Uwielbiam twoją odwagę. Staram się zrozumieć, że to dla ciebie satysfakcja uratować komuś  życie, ale ja… Ja już wybrałam drogę. Wiem, czego chcę. – Justin długo zastanawiał się nad odpowiedzą na to, co właśnie powiedziałam. Usiadł na łóżku i złapał się za głowę.

-Nie wiem, jak ci pomóc. Nie mam, kurwa, pojęcia! Jesteś dla mnie bardzo ważna, a znamy się dopiero kilka miesięcy. Czuję, że nie wytrzymałbym, gdyby coś ci się poważnego stało. Nawet jedna kreska sprawia, że zamieniam się w kogoś, kim nigdy nie byłem. Zaczynam mięknąć. Czy wiesz, jak bardzo zabolało mnie, gdy zobaczyłem, że wczoraj zrobiłaś kolejną bliznę? Każdy kiedyś umrze. Ja też. Ale proszę cię, nie zabijaj się. Kolejna kreska jest dla ciebie coraz bliższą ścieżką do grobu. Też mam ciężkie  życie. Każdy miał co najmniej takich kilka ciężkich dni. Życie jest ciężkie! Jesteś mi cholernie potrzebna. Wiadomość o tym, że odeszłaś załamałaby mnie na zawsze. Nie wiem, czy byłbym w stanie dalej żyć. Kocham cię tak cholernie mocno. Zapamiętaj to sobie! –Justin powiedział te słowa ze smutkiem. Nawet zdarzyło się zauważyć w bokach jego oczu kilka łez. On mówił prawdę. Jestem tylko tchórzem i nie potrafię zaakceptować rzeczywistości.

~
Cześć, mam dla was kilka przeprosin.
·przepraszam, że akcja tak szybko się rozwija :(
·przepraszam, że tamte rozdziały są takie krótkie (ten jest najdłuższym, jaki kiedykolwiek napisałam)
·przepraszam za wszystkie błędy
·przepraszam, jeśli bierzecie przykład z tego fan fiction :(

Liczę na szczere komentarze. Kocham was, Julia.