10.27.2013

–Drogi pamiętniku #5

 Byłam zaskoczona tym, co powiedział. Czy w ogóle jest możliwe zakochać się w ciągu trzech miesięcy? Owszem, on był dla mnie ważny, ale jako przyjaciel! Nigdy nie byłam gotowa na miłość i najwyraźniej nigdy nie będę. Bałam się kochać. Jednak w nim było coś… coś takiego przyciągającego. Chciał mnie pocałować, ale powstrzymałam go.
-Przepraszam. To się dzieje  zbyt szybko. – wyjaśniłam. –Może kiedyś? – Justin westchnął. Widać było w jego oczach wyraźny smutek. –Hej, nie martw się. Wciąż jesteś moim przyjacielem. –uśmiechnęłam się. Spojrzał na swój zegarek.
-Na którą masz? – zapytał.
-Na ósmą dwadzieścia.
-Cholera jasna. Spóźniłaś się. To wszystko moja wina… Ja… przepraszam.
-Nie masz za co przepraszać. Wolę się spóźniać, niż być wśród tych idiotów. Ale i tak muszę już iść. Mam nadzieję, że będziesz potem? Kończę o czternastej! –zaczęłam biec do szkoły. Szybko znalazłam się w klasie.
-Naprawdę przepraszam za spóźnienie! Coś mnie zatrzymało… -powiedziałam do nauczycielki. Ona tylko pokiwała głową i wskazała palcem na wolne miejsce. Ukradkiem widziałam, jak wskazują na mnie palcem i szepczą. Przewróciłam oczami i usiadłam na krześle. Całą lekcje myślałam o Justinie i o tym, co mi dzisiaj powiedział. Więc, ktoś mnie kocha... Na samą tą myśl zewnętrznie się uśmiechnęłam.
 Piekło nadeszło, gdy zaczęła się przerwa. Wielka suka, Katherine Leander, podeszła do mojej ławki z Simonem.
-Spóźniona, bo klientowi było mało? –zapytała bezczelnie.
-Masz kurwa jakiś problem? Ja, w przypadku do ciebie, nie jestem dziwką. –odszczekałam do niej. Byłam zaskoczona swoją nagłą odwagą. Wstałam z krzesła i zauważyłam, że jestem od niej o wiele centymetrów wyższa. Na samą tę myśl uśmiechnęłam się. –Nie jestem dziwką. – Widać było, że Katherine odpuściła sobie i poszła z Simonem. Nie wierzyłam w to, co się stało. Ci idioci, którzy przez cztery lata mnie niszczyli, właśnie po prostu odeszli. Nie powiedzieli żadnego słowa, nie zaprzeczyli. Wróciłam z powrotem  na swoje miejsce i wyciągnęłam swój rozbity iPhone. Szybko wystukałam na nim  dwa  słowa:
„Nie wierzę!” wysłałam ją do Justina. Wiadomość przyszyła błyskawicznie.
„Co się stało?” –zapytał.
„Nazwali mnie dziwką, więc po prostu powiedziałam im, że nią nie jestem. Nie uwierzysz. Oni po prostu odeszli!” byłam podekscytowana tym, co się stało.
„Widzisz? Jesteś niesamowita. Czekam na ciebie”. Schowałam swój telefon do kieszeni, bo zadzwonił dzwonek na kolejne lekcje.
 Jeszcze jedna lekcja i się z nim spotkam. Myślenie o nim sprawiało, że dostawałam  ciarki na całym ciele. Doprowadzał mnie do szaleństwa. Ale nie byłam w nim zakochana… Chyba. Nie potrafiłam odróżnić miłości od zwykłego koleżeństwa. To i to było dla mnie tym samym.
  Ta lekcja skończyła się naprawdę szybko. Być może to dlatego, że była moim ulubionym przedmiotem…  
Gdy wychodziłam ze szkoły, na mojej twarzy poczułam powiew cudownego wiatru.  Rozglądałam się po okolicy w poszukiwaniu mojego przyjaciela. Justin stał pięćdziesiąt metrów dalej.
Uśmiechał się. Jego uśmiech był czymś  najpiękniejszym.
Zaczęłam iść w jego stronę. Gdy już przy nim byłam, zauważyłam, że szkoły wychodziły moje znienawidzone osoby. Gdy tylko zobaczyły mnie z Justinem zaczęły to komentować.
-Widzę, że to jest kolejny twój pacjent? – zaśmiały się bezczelnie. –Nie jest za ładny, jak na kogoś takiego, jak ty?
-Przepraszam bardzo, że przerywam wam waszą bardzo ciekawą rozmowę, ale kim ty do cholery jesteś, żeby ją oceniać?! –wtrącił się Justin.
-Nie warto się dołączać do rozmowy, słodziaku. To dotyczy tylko jej osobowości... Jeśli w ogóle ją ma. – powiedziała Katherine do Justina. – Cóż, to tylko i wyłącznie jej wina, że już jest dziwką.
-Ona kurwa nie jest dziwką! –wykrzyczał jej w twarz. – Najchętniej bym cię zabił, ale nie zrobię tego, bo nie jestem, kurwa, mordercą. Nawet nie wiesz, jak ona się czuje! Czy byłoby ci przyjemnie, gdyby ktoś rozsiewał jakieś plotki na temat ciebie? Myślę, że nie. – złączył moją rękę i powiedział – Chodźmy, skarbie. Nie chce mi się już słuchać tych głupot. – ukradkiem zauważyłam, że te wszystkie suki mają zdziwione twarze.  Na mojej twarzy pojawił się wredny uśmiech.  
-Dziękuję ci… tak bardzo mocno. Nie wyobrażam sobie dalszego sensu życia bez ciebie. Możesz mi wytłumaczyć, jak stwierdziłeś, że mnie kochasz?...bo wiesz,  ja nie potrafię tego stwierdzić.
-Nie jestem chyba w stanie tego ci powiedzieć… Dziwnie się czuję mówiąc o tym –zaśmiał się. Zatrzymałam się i położyłam swoje ręce na jego ramionach.  Moja twarz była bardzo blisko jego.  Oddech miał nierówny. Czułam, jak mocno mu bije serce.
-Więc, tak to jest. Tak na ciebie działam… -wyszeptałam mu do ucha, a potem je pocałowałam. Justin położył ręce na mojej talii.
-Proszę, pozwól mi to zrobić. – błagał mnie. Jego oczy były tak cudowne. Nie mogłam się nie zgodzić. Po prostu moje usta wylądowały na jego. Stworzyliśmy namiętny pocałunek. Całował tak cholernie dobrze. Jego usta były czymś niesamowitym. Gdy całował mnie, to  znajdowałam się w innym świecie. W wymarzonym świecie.  Tam, gdzie różowe kwiaty otaczały niewielki ogródek. W nim była huśtawka, na której byłam ja i on. Całowaliśmy się tam bez końca. Krótko po namiętnym pocałunku Justin przytulił mnie. Jego oczy świadczyły tylko o miłości. Powoli wyszeptał kilka, przecudownych słów.
-Dziękuję, że jesteś. –moje policzki stały się różowe, gdy wyszeptał te słowa.
  Gdy byliśmy blisko mojego domu, z daleka zauważyłam, że policja wyprowadza mojego ojca. 
– Co jest?! –krzyknął Justin. Złapał mnie za rękę i pobiegliśmy do domu.
-Co się stało? – zapytałam policjanta. Ten westchnął i powiedział:
-Twój ojciec jest aresztowany za zabójstwo Alissy Muller. –po usłyszeniu tych słów  w moich oczach znalazła się fontanna łez. Więc, to mój ojciec zabił moją własną matkę. Nie potrafiłam uwierzyć w to wszystko. Dlaczego moje życie jest takie okropne? Dlaczego ja? Na świecie jest ponad siedem miliardów ludzi, ale nie. To ja musiałam zostać ukarana. Mój ojciec wyglądał, jakby chciał przeprosić.
  Szybko wbiegłam do domu i wyciągnęłam żyletkę. Zrobiłam swoje kolejne blizny. Zauważyłam, że do pokoju wbiegł Justin. Był zmieszany i bezradny. Szybko zabrał żyletkę mi z rąk i rzucił ją na drugi koniec pokoju. Pobiegł do łazienki po okład i przyłożył mi go do ręki.
-Ja… Przepraszam. – powiedziałam. Moje łzy były nieskończenie wielkie. Justin przyłożył swoje dłonie do twarzy. Chwilę później było widać, że płakał.
-Nie wiem, co mam jeszcze zrobić. Czy ty wiesz, że z kolejną kreską tracisz krew? Czy ty wiesz, że ja nie przeżyję, jeśli odejdziesz? Nie dam sobie rady bez ciebie.
-Jestem beznadziejna. Nikogo nie obchodzę. Każdy wytyka mi błędy. Ja… przepraszam ciebie. Tylko ty mnie rozumiesz. Widziałeś wszystko na własne oczy. – popatrzyłam na jego czerwone od płaczu oczy – Jesteś moim aniołem stróżem?  -Justin się zaśmiał.
-A jeśli tak? Chodź – wstał i wyciągnął w moją stronę swoje ręce – trzeba to umyć. – ruszyliśmy do łazienki. Chwilę później, Justin posadził mnie obok kranu i włączył wodę.  Zaczął myć moje rany. Gdy skończył je myć, wyciągnął bandaż i je zakrył. Potem ściągnął mnie z blatu i poszliśmy spać, ponieważ była już druga w nocy.
 Nazajutrz, wiedząc, że Justin mocno śpi, wstałam i podeszłam do mojego biurka. Wyciągnęłam stamtąd mój pamiętnik. Był bardzo dobrze schowany. Wyjęłam piórnik, potem długopis i zaczęłam pisać.
„Drogi pamiętniku.
Nie potrafię zrozumieć swojego życia. W moim łóżku leży dopiero co poznany facet. Powiedział, że mnie kocha. Poznałam go w Internecie. Nawet nie wiem, gdzie i kiedy dowiedział się, gdzie ja mieszkam. W sumie, wiele rzeczy nie rozumiem. Gdyby była ze mną babcia… Na pewno bym nie miała takich problemów. Moja matka nie żyje, bo ją ojciec  zabił. To jest… takie pokręcone. Z drugiej strony, dziękuję losowi za Justina. Prawdopodobnie  bez niego już by mnie tutaj nie było. Jest godzina czwarta rano, a ja już nie śpię. To jest naprawdę dziwne. Chciałabym sobie zrobić kilka kresek… Przepraszam za wszystko.   Molly”

Po napisaniu wpisu schowałam pamiętnik i poszłam się szykować do szkoły.  Gdy wychodziłam z łazienki, ktoś aka Justin, przytulił mnie od tyłu. Potem pocałował mnie w szyję. Przewróciłam oczami, jednak na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Justin składał pocałunki na mojej szyi.
-Naprawdę musisz tam iść? Moglibyśmy coś zrobić…- Justin mnie błagał.
-Coś?! Justin, co ty masz w swojej głowie? –zaśmiałam się.
-Hej, to nie ja pomyślałem o tym! –uśmiechał się łobuzersko.
-Nie, przepraszam. To nie jest rozwiązanie. Nienawidzę szkoły, ale to mój obowiązek i… naprawdę cię przepraszam.
-No cóż, twój wybór. Ale jeszcze możesz zmienić zdanie, księżniczko.
-Podjęłam decyzje. I nie jestem księżniczką.  A teraz muszę już iść… Przepraszam cię.
-Dlaczego tak często mnie przepraszasz? – zapytał.
-Nie zasługuję na ciebie. Jestem tylko kawałkiem gówna. Naprawdę nie mam pojęcia,  dlaczego wciąż tu jesteś. Przecież mógłbyś żyć, nie martwiąc się o to, że ktoś umiera. Pewnie tam, w innym życiu, byłoby mi najlepiej. Uwielbiam twoją odwagę. Staram się zrozumieć, że to dla ciebie satysfakcja uratować komuś  życie, ale ja… Ja już wybrałam drogę. Wiem, czego chcę. – Justin długo zastanawiał się nad odpowiedzą na to, co właśnie powiedziałam. Usiadł na łóżku i złapał się za głowę.

-Nie wiem, jak ci pomóc. Nie mam, kurwa, pojęcia! Jesteś dla mnie bardzo ważna, a znamy się dopiero kilka miesięcy. Czuję, że nie wytrzymałbym, gdyby coś ci się poważnego stało. Nawet jedna kreska sprawia, że zamieniam się w kogoś, kim nigdy nie byłem. Zaczynam mięknąć. Czy wiesz, jak bardzo zabolało mnie, gdy zobaczyłem, że wczoraj zrobiłaś kolejną bliznę? Każdy kiedyś umrze. Ja też. Ale proszę cię, nie zabijaj się. Kolejna kreska jest dla ciebie coraz bliższą ścieżką do grobu. Też mam ciężkie  życie. Każdy miał co najmniej takich kilka ciężkich dni. Życie jest ciężkie! Jesteś mi cholernie potrzebna. Wiadomość o tym, że odeszłaś załamałaby mnie na zawsze. Nie wiem, czy byłbym w stanie dalej żyć. Kocham cię tak cholernie mocno. Zapamiętaj to sobie! –Justin powiedział te słowa ze smutkiem. Nawet zdarzyło się zauważyć w bokach jego oczu kilka łez. On mówił prawdę. Jestem tylko tchórzem i nie potrafię zaakceptować rzeczywistości.

~
Cześć, mam dla was kilka przeprosin.
·przepraszam, że akcja tak szybko się rozwija :(
·przepraszam, że tamte rozdziały są takie krótkie (ten jest najdłuższym, jaki kiedykolwiek napisałam)
·przepraszam za wszystkie błędy
·przepraszam, jeśli bierzecie przykład z tego fan fiction :(

Liczę na szczere komentarze. Kocham was, Julia.  

10.26.2013

–Ponieważ jesteś inna #4

 Rano poczułam kogoś  obok mnie. Odwróciłam głowę i zauważyłam Justina leżącego obok mnie. Tulił moje szczupłe ciało.  Mój oddech był przyspieszony. Zauważyłam, że powoli się budzi, więc wykorzystałam tę chwilę i poszłam do łazienki. Był wtorek. Nienawidziłam wtorków. Zazwyczaj w te dni zawsze czekało na mnie coś nowego, niebezpiecznego. Jednak przestałam myśleć, jaki był dzisiaj dzień i pomyślałam o dzisiejszej pobudce. Czy my coś robiliśmy w nocy?! Z myśleń nad dzisiejszymi wspomnieniami z nocy wyrwały mnie dźwięki pukania w drzwi mojej łazienki.
-Molly? Jesteś tam? – zapytał mój przyjaciel Justin.
-Tak, już wychodzę. – Jego głos sprawiał ciarki na moich plecach. Był taki seksowny... Szybko otworzyłam drzwi i zauważyłam, że on stał w kącie mojego pokoju i uśmiechał się do mnie, a ja zawtórowałam mu. Niespodziewanie moje nogi zaczęły biec w jego kierunku; nie mogłam ich zatrzymać. Gdy byłam już przy nim, rzuciłam mu się na szyję. Był wyraźnie zaskoczony.  Pocałowałam go w podbródek. Kompletnie nie panowałam nad swoimi ruchami. Szybko oderwałam się od niego.
-Ja… przepraszam. Naprawdę. –powiedziałam zawstydzona. On się uśmiechnął.
-Nic się nie stało – złapał mnie za talię i przyciągnął do siebie. – naprawdę nic. –uśmiechnął się łobuzersko. Patrzyliśmy sobie w oczy, jednak on przeniósł wzrok na moje usta. Myślę, że chciał mnie pocałować.Kiedy jego twarz była niebezpiecznie blisko mojej, chłopak przechylił głowę lekko w prawo, przez co moment, o którym marzyłam bardzo długo, wydarzył się. Pocałował mnie.
Nasz pocałunek trwał dość długo... Dla mnie te wszystkie minuty były jak coś najcudowniejszego, jednak przypomniałam sobie, że przecież musi się kiedyś skończyć, ponieważ szkoła nie będzie czekać. Postanowiłam zakończyć te cudowne chwile.
-Przepraszam cię… muszę iść teraz do najgorszego budynku świata. – powiedziałam.
-Odprowadzę cię. –zaproponował. Szybko pobiegłam po sweter. Założyłam go razem z moimi ulubionymi converse, a po chwili wróciłam do mojego najlepszego przyjaciela. Złączyliśmy swoje ręce i wyszliśmy do mojej szkoły. Po drodze zapytałam go o jedną rzecz:
-Czy ty chodzisz do szkoły? - Widać było po jego minie, że jest zakłopotany moim pytaniem. –Nie musisz odpowiadać… ja tylko…
-Nie chodzę.  – odpowiedział obojętnie. Byłam zdziwiona, jednak szybko zaczęłam myśleć, dlaczego on tam nie chodzi. Wiem, że ma już dziewiętnaście lat i szkoła nie jest obowiązkowa, ale… -Zrobiłem to dla ciebie. –byłam pozytywnie zaskoczona. Nikt się dla mnie tak nie poświęcił. Nigdy.
-Dla mnie? – na mojej twarzy pojawił się ogromy uśmiech.
-Tak. Chodziłem do szkoły, zanim ciebie poznałem. Jednak po tym wszystkim, co  mi napisałaś, postanowiłem zacząć cię szukać. Wiem, że to wygląda jakbym był jakimś psycholem, ale…  -przerwał.
-Ale? – W tej chwili Justin stanął i nie ruszał się. Patrzył w górę.

-Spójrz tam –pokazał palcem ku górze, na której widoczne były jeszcze gwiazdy.  – jak to możliwe, że one w nocy są takie piękne, a rano znikają?  To jest niesprawiedliwe. Tak  samo było z tobą. Przez te wszystkie nasze wiadomości doszedłem do wniosku, że jeśli ciebie zignoruję, nie znajdę, tak stanie się z tobą. Jednak na zawsze. – Justin w tej chwili stanął naprzeciw mnie i popatrzył mi głęboko w oczy. –Czy wiesz dlaczego tak ciebie długo szukałem? – pokiwałam przecząco głową. Wiele myśli przeszło mi przez głowę. –Ponieważ jesteś inna, niż ci wszyscy. Zakochałem się w tobie. Nie chcę, żebyś odeszła. 

10.23.2013

–Nie płacz już #3

Zaczęłam iść coraz szybciej,a moje serce biło jak szalone. Dostałam powiadomienie o wiadomości, i jak się domyślałam, była ona od Justina.
„Uciekaj”
Obejrzałam się nerwowo i nie zauważyłam tego faceta, który  przedtem mnie śledził. Zaczęłam się uspokajać, jednak mój oddech nie był równy.
„Powiedziałem, żebyś uciekała!”  Po przeczytaniu tych słów, zaczęłam się zastanawiać skąd on wie, że jestem w parku. Nieco przyspieszyłam, aż do momentu, gdzie można uznać to za bieg. Ciągle rozglądałam się dookoła. Kiedy w dalekiej odległości zauważyłam niewyraźną sylwetkę, szybko zaczęłam biec  inną stroną. Jak na moje nieszczęście, potknęłam się i upadłam na ziemię.  Usłyszałam, że  ktoś zbliża się do mnie małymi krokami.  Gdy był już obok mojego ciała, szybko wstałam i uciekałam dalej.  Wielki, blady i umięśniony mężczyzna zaczął mnie gonić.  Chciałam dać z siebie wszystko, lecz czułam, że słabnę. Nagle usłyszałam,  że ten, kto mnie jeszcze pięć minut wcześniej gonił, upadł na ziemię. Odwróciłam się i zobaczyłam chłopaka. Miał brązowe włosy. Zauważyłam też, że miał piwne oczy. Był naprawdę przystojny.  Chłopak bił się. 
-Uciekaj! – krzyknął. Stałam w bezruchu. Próbowałam uciekać, lecz nie dałam rady. Moje nogi były zbyt słabe. Cała się trzęsłam. Choć raz w życiu bałam się o własną śmierć. Nie chciałam teraz umrzeć...to dość dziwnie brzmi u mnie, ale tak było. Zaczęłam biec, ale utykałam. Niedaleko zauważyłam ławkę, więc zużyłam swoje ostatnie siły i podbiegłam do niej. Padłam na nią, jakby to był mój ostatni ratunek. Wzięłam głęboki oddech. Zaczęłam płakać. Nagle poczułam obok siebie czyjąś sylwetkę. Niechętnie popatrzyłam się na jego twarz. To był ten sam chłopak, który uratował mnie przed tym obleśnym facetem. Wstałam z ławki, przez co widoczna była różnica między naszymi ciałami. Wydawało się, jakby był wyższy ode mnie jakieś dziesięć centymetrów, jeśli nie więcej... 
-Nie wiem jak ci dziękować, ja…- przerwał mi.
-Ciii… -przytulił mnie. W pierwszej chwili kompletnie nie wiedziałam, co mam robić, ale odwzajemniłam uścisk. – Już dobrze, Molly. Już dobrze…-gładził moje włosy, mrucząc coś w stylu "będzie dobrze, musi być" lub "jestem tutaj".  Z początku w ogóle nie zwróciłam na to uwagi, że wypowiedział moje imię, ale potem, jak oprzytomniałam, zaczęłam rejestrować jego słowa. Wyrwałam się z  jego uścisku i rzekłam zaskoczonym tonem:
-Skąd ty… znasz moje imię? Ja ciebie nie znam! Kim ty w ogóle jesteś?! – wykrzyczałam w jego twarz. Żałowałam jednak swojego tonu, ponieważ w końcu uratował mnie przed gwałtem. Przed oczami pojawiły mi się wiadomości, jeszcze przed tym całym zamieszaniem. Nie… to niemożliwe! To nie może być on!
-Myślę, że ty mnie już znasz… Pokaż mi swoje ręce. – popatrzył na mnie swoim błagalnym wzrokiem. Niechętnie wyciągnęłam spod bluzy moje  zakrwawione ręce. Westchnął. – Czy ja ci czegoś nie mówiłem? Proszę, nie rób tego.
-To nie jesteś ty! Ty nie jesteś Justin!
-Skarbie, to ja… Uwierz mi. –nieśmiało się uśmiechnął. Jego uśmiech spowodował rzadko widzianą u mnie rzecz; również się szczerze uśmiechnęłam. Następną czynnością, jaką zrobiłam było wpadnięcie w jego ramiona i mocny uścisk. –Woho, nie spodziewałem się takiej reakcji! – zaśmiał się uścisnął mnie mocniej.

-Jak ty mnie znalazłeś? –zapytałam- Przecież mieszkasz tak daleko…
-Dla ciebie potrafię przyjechać nawet z drugiego końca świata. – powiedział. Te słowa wywołały u mnie zdziwienie i satysfakcję, której nigdy nie czułam. Nigdy nikt mi nie powiedział coś tak cudownego. Dopiero teraz zauważyłam, jak bardzo był przystojny. Przygryzłam dolną wargę i uśmiechnęłam się, a on mi zawtórował. 
-Dasz radę dojść do domu? –zapytał.
-Myślę, że… nie wiem. Strasznie dzisiaj się czuję - Zauważyłam, że widać moje blizny. Szybko poprawiłam swoją bluzę i wróciłam do podziwiania tej niesamowitej perfekcji. –Ale myślę, że z tobą bym doszła… Masz coś przeciwko? – uśmiechnęłam się łobuzersko, natomiast on tylko pokręcił z głową, uśmiechając się  szeroko. 
-Nie, nic nie mam.
 Zaczęliśmy więc powoli iść do mojego domu.
Nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. Na mojej twarzy cały czas był uśmiech. Byłam wyraźnie zaskoczona tym, co się stało niecałe trzydzieści minut temu.
 Dwadzieścia minut później, gdy byliśmy przy moim domu, kazałam mu zaczekać przy drzwiach, żeby sprawdzić, czy ojca nie ma  w domu. To, co zobaczyłam, po wejściu zupełnie mnie przerosło. Nie mogłam w to uwierzyć.  Wrzasnęłam ze strachu. W ciągu pół minuty, obok mnie znalazł się Justin.  Patrzyliśmy na martwe ciało mojej matki. 
-Zrób coś! – krzyczałam. Nie mogłam się opanować. Po moich policzkach płynęły ogromne łzy. Trzęsłam się ze strachu. Justin wyciągnął swojego iPhone i wykręcił numer na pogotowie. Już minutę później słychać było wyjące syreny.  Widziałam, jak wynoszą moją matkę.
-Tak bardzo mi przykro…- powiedział do mnie brązowooki lekarz z ciemnymi wąsami. Nie mogłam opanować swoich łez. Właśnie uświadomiłam sobie, że kochałam moją matkę, mimo tych wszystkich kłótni, które zawsze kończyły się brutalnie. Znów straciłam bliską mi osobę. 
  Godzinę po tym zajściu znalazłam się w moim pokoju z Justinem. Usiadłam na łóżku. Potem podsunęłam się pod ścianę i zaciągnęłam swoje nogi pod szyję. Końca moich łez nie było widać. Justin znalazł się obok mnie i przytulił.
-Nie płacz już. Proszę. – te słowa sprawiły, że chciałam jeszcze więcej płakać, jednak nie mogłam tego mu pokazać. Przytuliłam się do niego i powiedziałam:
-Naprawdę ci dziękuję za to, że mnie znalazłeś… Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. Jesteś moim jedynym najlepszym przyjacielem. Ale przepraszam cię… muszę to zrobić. – wstałam i poszłam do kąta,  w którym znajdowały się dobrze znane mi przedmioty. Żyletki. Miałam przyłożyć je sobie do żył, gdy jego ręka znalazła się na mojej.
-Nie rób tego. –rozkazał.

~
Hej kochani. Mam nadzieję, że podoba się rozdział. I przepraszam również za  jakiekolwiek błędy (na pewno są) ale pisałam to, bo chciałam dodać rozdział. A ten jest wyjątkowo długi, bo ma 901 słów! 
Bardzo wam dziękuję za wszystkie te miłe słowa. Jeszcze raz przepraszam, że akcja tak szybko się rozwija, ale jest jest wiele pomysłów, które (mam nadzieję) was zaskoczą. 
Kocham was, Julia <3

10.21.2013

–Moje łzy były niewyobrażalnie wielkie #2

Uciekałam przed moimi rówieśnikami. Była też tam moja stara, dobra przyjaciółka. Uciekałam wśród lasów i łąk.  Nagle zauważyłam w dalekiej odległości, kogoś, kto wyglądał na jedyny ratunek. Postarałam się biec najszybciej jak potrafię. Wpadłam w ramiona pewnego chłopaka… W tej chwili, w której miałam odwrócić głowę i zobaczyć jego twarz, zadzwonił budzik. Więc, kolejny dzień w szkole. Niechętnie zeszłam z łóżka i opatrzyłam na moje rany. Westchnęłam,  idąc do łazienki, a po jakimś czasie moich ran nie było widać, ponieważ je zakryłam.  Nałożyłam na siebie swoje ulubione jeansy i bluzę. Potem  wyszłam do szkoły.
Nigdy w życiu nie żegnałam się z rodzicami. Oni nigdy nie dawali mi szczęścia, więc po co im jestem potrzebna? Moje rozmyślaniem nad sensem życia przerwał dźwięk SMS. Szczerze mówiąc, uśmiechnęłam się. 
„Jakie plany na dzisiaj?” – napisał do mnie Justin.
„Szkoła, czyli piekło. Potem wracam, jak zwykle, do mojego drugiego piekła.” Po napisaniu tego westchnęłam i weszłam do budynku, który nazywał się szkołą. W drodze do klasy spotykałam wiele okropnych spojrzeń. Czy ludzie naprawdę nie mogą odpuścić?  Wiem, że to trwa już długo i powinnam się przyzwyczaić, ale… to cholernie boli. Czytając kolejne wiadomości od mojego przyjaciela, nagle ktoś mnie potrącił swoim ramieniem i mój iPhone upadł na ziemię.
-Uważaj jak idziesz, suko!- krzyknął rudy, gruby chłopak. Szybko podniosłam swój zbity telefon. Dzień zapowiadał się ciekawie. Gdy weszłam do klasy wszystkie oczy były przez chwilę skierowane na mnie. Potem jednak odwrócili wzroki i zaczęli coś szeptać. Próbowałam to zrozumieć, ale ciągłe myśli, że nie jestem akceptowana nie dawały mi spokoju, więc usiadłam w swojej ławce i wyciągnęłam mój rozbity telefon. Chciałam napisać wiadomość do mojego jedynego przyjaciela, gdy ktoś zagórował nade mną.
-Widzę, że umawiasz się na kolejny dziki seks? Kto to jest tym razem? – zapytał  się chłopak, którego nienawidziłam. Był najbardziej popularny w szkole, więc każdy musiał się jego słuchać. Wredny, głupi i uparty Simon. Miał hajs, więc uznawany był chyba za najlepszego. Jego rodzice byli lekarzami. Z rozmyśleń nad tym, jaki Simon był okropny, wyrwały mnie jego wyzwiska.  –Głupia, pusta dziwka. –po tych słowach wstałam i wzięłam swoją torbę.  Popatrzyłam na niego wzrokiem nienawiści, a ten się zaśmiał. Szybko wybiegłam z klasy. Widząc, że nauczyciel zbliża się do znienawidzonego przeze mnie miejsca, zwanego moją klasą, wbiegłam do łazienki. Moje łzy były niewyobrażalnie wielkie. Zamknęłam się w kabinie i szukałam w torebce żyletki. Chwilę potem zrobiłam kolejną serie blizn. Płakałam.  Na moich rękach krew lała się strumieniami. Miło było się na to patrzeć, jednak wiedziałam, że to nic nie da.  W pewnej chwili usłyszałam stukot obcasów. Cholera jasna. Jeszcze mojej nauczycielki brakowało.
-Molly? –zawołała kobieta. Zawsze wydawała się wobec mnie inna. Była całkiem inna niż ci wszyscy. –Molly. Proszę cię. Wiem, że tutaj jesteś. Proszę… zaczynam się martwić. - Zastanawiałam się chwilę czy wyjść czy nie. Ale krew, która była na moich nadgarstkach, odradzała  mi to robić.
-Proszę pani… Boli mnie tylko brzuch… To nic takiego. – kłamanie do ulubionej nauczycielki było dla mnie czymś okropnym.

-No dobrze. Ale wiedz, że to nie może się dziać… zaufaj mi. – po wypowiedzeniu tych słów usłyszałam, że odeszła. Jednak zaczekałam chwilę, zanim postanowiłam wyjść. Gdy już nie słyszałam nikogo, wyszłam z kabiny i ruszyłam najdłuższą drogą do domu. Gdy znalazłam się w parku, zauważyłam, że ktoś podąża za mną od dłuższego czasu. Zaczęłam się mocno niepokoić. 

10.20.2013

–Czy powiesz mi w końcu, dlaczego to robisz? #1

   Kolejna rana pojawiła się na moim nadgarstku. Krew lała się strumykami. Zawsze byłam ciekawa, dlaczego życie musi być takie ciężkie. Najlepiej byłoby, gdybym stąd odeszła. Nikomu już bym nie przeszkadzała.
 Postanowiłam wejść na stronę, którą uznawałam za jedyny ratunek. Twitter. Cały czas płakałam, a moje ręce i nogi bardzo się trzęsły.  Napisałam, że nie mam już siły, że muszę odejść.  Długo nikt nie odpisywał. Chciałam już wstać i zacząć kolejną serie blizn, gdy usłyszałam powiadomienie. Na mojej twarzy zaistniał mały uśmiech, jednak szybko znikł, gdy to przeczytałam. Zamiast uśmiechu, pojawiły się w oczach łzy, które stały się dla mnie normalnością. Pewien chłopak próbował mnie pocieszyć, mówiąc, że życie jest dobre, ale trzeba na nie spojrzeć z innej strony. Odpisałam mu, że to nie jest tak jak myśli, lecz on bezskutecznie próbował mnie pocieszyć. Uznałam, że nie będę już sprawdzać tej strony, ale ciągłe powiadomienia  kazały mi to robić.
„Daj się chociaż poznać” – napisał.
„Molly jestem. A ty?”
„Justin”
Minęło kilka kolejnych dni, a my wciąż rozmawialiśmy. Dzięki niemu mój humor nieco się poprawiał. Codziennie kazał mi być silną,a nawet nie wiedział, dlaczego się cięłam. W swoim sposobie pisania miał coś przyciągającego, tajemniczego...Nie mogłam jednak go jeszcze dokładnie osądzić, bo to był internet. Z romyśleń wyrwały mnie wrzaski. Moi rodzice. Znów się kłócili... Zaczęłam płakać, ponieważ nienawidziłam tych krzyków. Pomimo tego, że nigdy nie rozumiałam moich rodziców, było mi smutno, że się wiecznie kłócili. Postanowiłam zejść na dół i przynajmniej spróbować załagodzić tą sprawę.
-Znów to robisz! Gdzie jest moja wódka?! –krzyczał na moją matkę rozwścieczony ojciec. Gdy miał już ją uderzyć, szybko zbiegłam i zatrzymałam jego rękę. Przynajmniej próbowałam. Jego duża, silna dłoń wylądowała na moim policzku. Zaśmiał się. Jego śmiech był czymś, czego nienawidziłam. Mój ojciec był kimś, kogo nienawidziłam. Jedyną osobą, którą szczerze kochałam była moja babcia. Niestety, krótko po moich osiemnastych urodzinach zmarła.Jej  zawsze mogłam się zwierzyć.
-Wielka mi bohaterka się znalazła! – wykrzyczał w moją twarz ojciec, a chwilę po tym popchnął mnie tak, że upadłam na ziemię. Matka, którą obroniłam przed naprawdę okropnym ciosem, odeszła. Nawet mi nie pomogła wstać. Zignorowałam to i pobiegłam szybko do mojego pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz i wyjęłam żyletkę. Przyłożyłam ją do nadgarstka, lecz gdy miałam się ciąć, usłyszałam dźwięk SMS.
„Jesteś silna” dostałam to od mojego (nie)znajomego Justina. Postanowiłam odłożyć tą żyletkę i odpisać mu.
„Właśnie uratowałeś mnie od cięcia.” – wystukałam. Na odpowiedź nie czekałam długo. Nawet kilka sekund...
„Czy powiesz mi w końcu, dlaczego to robisz?” – zapytał. Długo myślałam czy mu powiedzieć prawdę, czy nie.
„Moje życie jest do dupy.”
„Jestem tutaj, żeby ciebie wysłuchać” – stwierdził. W tej chwili postanowiłam zrobić coś, czego nigdy nie robiłam.  Wzięłam głęboki oddech i postanowiłam powiedzieć mu o wszystkim.
„Miałam tylko piętnaście lat, gdy moja siostrzyczka zachorowała na raka. Wraz z babcią była ona moim wsparciem. Miała tylko dwanaście lat....  Jednak mogłam jej powiedzieć absolutnie o wszystkim.  Trzy miesiące później, po jej śmierci, w szkole zostałam nazwana mordercą. Nie wiem dlaczego,
ale do dzisiaj mnie z tym męczą. Prawdopodobnie zabiłam swoją siostrę. Ale to nic, bo miesiąc później uznali, że nazywanie mnie mordercą to za mało. Wymyślili sobie, że uprawiam seks z wszystkimi na ulicy. Nazwali mnie dziwką. Do dzisiaj krążą plotki na ten temat, a minęły już cztery lata. W dodatku moi rodzice mnie nie chcą. Moja babcia zmarła rok temu. To była ostatnia osoba, którą kochałam. Teraz nikogo nie kocham.” – napisałam. Gdy pisałam te wszystkie słowa łzy stawały się coraz większe.
„To… bardzo dużo. Ale wiedz, że musisz być silna.”
„Gdybyś wiedział, jak  bardzo trudne to jest.” –odpisałam mu. Słowa, które napisał w odpowiedzi na moje, całkiem mnie zaskoczyły. Nie uwierzyłam.
„Gdy byłem mały, mój ojciec zrobił coś naprawdę nieprawdopodobnego.  Nie uwierzysz.  Na moich oczach katował moją własną matkę. Kiedyś przyszedł do domu pijany… Na drugi dzień powiedziano mi, że mama pojechała na wakacje. I że za niedługo wróci. Niestety, byłem zbyt mały, żeby to zrozumieć…”

Przez te słowa zrozumiałam, że moja matka jest dla mnie ważna i nie mam pojęcia co bym bez niej zrobiła. Jednak czułam, że jej nie kocham.  Nikogo już nie kochałam.  Zauważyłam również, że Justin stawał się moim  jedynym przyjacielem, choć było na to jeszcze wcześnie...  Byłam taka naiwna.

Od początku.

Molly to przeciętna dziewczyna.  Jednak ma problemy, o których nikomu nie powiedziała. Uciekła w świat internetu. Znalazła tam wirtualnego przyjaciela, którego nigdy nie widziała  i nie słyszała. Powiedziała mu o swoich problemach. Coraz bardziej zaczęła mu się zwierzać z wszystkich  jej problemów. Z biegiem czasu zakochują się w sobie.  Jednak on ukrywa przed nią jedną, wielką tajemnicę. Czy ta miłość okaże się prawdziwą? Czy on ją też kocha?