4.12.2014

–Oficjalnie kończę ze sobą na zawsze #19

  -Przepraszam. –Justin po raz pierwszy od dobrych dwóch godzin do mnie się odezwał.
Miałam mu wykrzyczeć w twarz coś w stylu „ty mnie przepraszasz? Możesz sobie przepraszać, ile tylko zechcesz, ale nigdy ci nie wybaczę!” lub „naprawdę jesteś taki głupi, żeby myśleć, że ci wybaczę?!”, jednak mimo wszystko pozostałam cicho. Byłam gotowa to zrobić, ale… wiecie, mam bardzo niską samoocenę, więc przez to prawdopodobnie będę uważać siebie za jeszcze bardziej żenującą osobę na świecie.
Nie, żebym już tak nie robiła…
-Nie.- mruknęłam, wstając z miejsca, a następnie poszłam w stronę szafki, gdzie już z daleka widziałam alkohol. 
Nie miałam się upić, nie, nie, nie… Chciałam zrobić coś zupełnie innego.
Wzięłam dużą butelkę z wódką, po czym podreptałam na górę. Słyszałam za sobą kroki Justina, ale ignorowałam tę świadomość.  Nieco przyspieszyłam, by zdążyć przed nim do łazienki. Zakluczyłam drzwi, postawiłam alkohol na blacie i zaczęłam poszukiwać przekąsek.
Gdy w końcu znalazłam tabletki nasenne, nasypałam sobie kilka na wewnętrzną stronę dłoni i otworzyłam butelkę z alkoholem.  Mimowolnie spojrzałam w swoje lustrzane odbicie, kiedy łzy zaczęły ciurkiem spływać po mojej twarzy. Pociągnęłam nosem, kręcąc głową w prawo i lewo i zaśmiałam się bez humoru.

-Sprawię teraz, że poczujesz się jak księżniczka. –powiedziała moja przyjaciółka, posyłając swój słynny uśmiech amerykańskiej dziewczyny. Nie mogłam nie zawtórować jej. – Ale musisz zamknąć oczy! – pisnęła, a ja zaśmiałam się i przymknęłam powieki. Złapała mnie za rękę i zaczęła ciągnąć. Ciągle mówiła mi, czy mam postawić nogę, czy uważać, żeby się nie potknąć. Była po prostu kochana.
Zimne powietrze uderzało o nasze twarze, podczas gdy Kelsey w końcu krzyknęła: -Jesteśmy! Możesz otwo– nie dokończyła. Jedyne, co mogłam usłyszeć, był to strzał w jej stronę. Jej bezwładne ciało opadło na ziemię, natychmiast przyprawiając mnie o płacz. Nie mogłam go powstrzymać.
W jednym momencie wszystko wydaje się takie cudowne… Jesteś z przyjaciółką, którą widziałaś bardzo dawno, chcesz sprawić, żeby ten dzień był najlepszy w życiu, a dzieje się kompletnie odwrotnie.
Stałam w bezruchu. Nie mogłam wydać z siebie żadnego dźwięku… cóż, jeśli nie wliczam w to bardzo głośny szloch.
Przestałam się patrzeć na moją martwą przyjaciółkę i uniosłam głowę do góry. Zamarłam. Przede mną stał ciemnoskóry mężczyzna, który wyglądał na dwadzieścia pięć lat. Jego oczy były koloru ciemnozielonego, brwi miał krzaczaste, ale idealnie dopasowane do twarzy. Mówiąc już o niej, była średniej wielkości, owalna, a na koniec usta, które były uformowane w kształcie serca, jeśli tak spojrzysz w pewnym sensie.
Mój wzrok tym razem spoczął na jego dłoni, w której ciasno trzymał broń. Z jego ust wydostał się sprośny śmiech, na co ja jeszcze bardziej zaczęłam płakać.
-Cz-czy zabijesz mnie? – łkałam. On tylko pokręcił głową i ponownie się zaśmiał. Co było w tym śmiesznego?! Miałam tylko dwanaście lat, u moich stóp leżała moja martwa przyjaciółka, a naprzeciwko stał jej morderca! Czy można być bardziej wystraszonym? No właśnie, nie sądzę, że nie…
Tak bardzo bałam się o swoje życie. Nie chciałam jego stracić. Ale nawet się nie mogłam poruszyć! Stałam tam w kompletnym szoku, ze łzami w oczach. Moje ciało zaczęło się trząść, gdy mężczyzna wyciągnął swoją dłoń w moją stronę.
-Nazywam się Tyson. Tyson Stone. I zabieram cię do mojego domu, by teraz mieć cię za swoją zabawkę, bo ktoś –skinął na mnie głową – postanowił wejść na mój teren.
Wzdrygnęłam się na wspomnienia sprzed sześciu lat. Tak bardzo chciałam usunąć obraz umierającej Kelsey, Tysona i to, co potem ze mną zrobił, ale nic nie mogłam wtedy wykombinować.
Wtedy.
Przeniosłam swój wzrok na alkohol i tabletki, uśmiechając się.
-W końcu, w końcu będę mogła to zrobić. –wychrypiałam do siebie, a następnie przygryzłam bardzo mocno dolną wargę. Mogłam wyczuć znajomy smak krwi, jednak ignorowałam to.
Zaśmiałam się sprośnie, przybliżając przekąski do moich ust.
-Molly? –wołał Justin przez drzwi. Nie mogłam więcej czekać. Nie tym razem. Podjęłam już decyzję i dziś jej dokonam.
Oficjalnie kończę ze sobą na zawsze.
Wyciągnęłam swój rozbity iPhone z tylnej kieszeni spodni i spojrzałam na datę.
22 październik 2010, godzina 16:53.
Pospiesznie po sprawdzeniu tych informacji, włożyłam pigułki do ust i popiłam je alkoholem.
Muszę się przyznać, że to nie był pierwszy raz, gdy  „piłam” alkohol… Tyson kazał mi to robić, pomimo mojego młodego wieku. Nie musisz się więc mnie pytać, jak się wtedy czułam.
Przed moimi oczami zaczęło robić się ciemno, mój żołądek zaczął wariować. Samo serce biło jak szalone. Upadłam na ziemię, tłucząc szklaną butelkę wódki, którą trzymałam w dłoni.

Następne ostatnie, co mogłam wyczuć, było zamykanie się moich powiek i odpływanie w nieznane mi krainy.


~
Tadaaaa! 
Mam dla Was ostatni rozdział The Suicide's Diary...
Jestem ogromnie wdzięczna za bycie ze mną, za te wszystkie słowa otuchy, że wierzyliście we mnie... To wiele dla mnie znaczy. Kocham Waaas, wiecie? 
Najbardziej na świecie.
Jestem zdeterminowana, by przekazać wam to…  Naprawdę wiele znaczyły dla mnie wasze komentarze. Nawet, gdy niektóre były niemiłe, ale były, hej! Czasem warto.
Okej, nie będę was zanudzać swoimi podziękowaniami.


Było mi przyjemnie pisać to fan fiction, ale wszystko się kiedyś kończy, racja? 
Możliwe, ze w najbliższym czasie (w moim przypadku bardzo późno, może nawet za kilka miesięcy) podam tutaj link do tak jakby kontynuacji tego.
Uwierzcie mi, będzie tysiąc razy lepsze niż to!

Kocham Was, dziękuję za wszystko.

Wasza Julia. xx 



3.27.2014

–Gdzie się podział mój Justin? #18



    Obudziłam się, gdy za oknem było ciemno. Nie czułam niczyjej obecności obok, dlatego trochę się zmartwiłam, przetarłam oczy, po czym wstałam z łóżka. Nałożyłam na swoje stopy różowe kapcie, które Justin dał mi już dawno. Udałam się do łazienki z myślą wzięcia prysznica, jednak szybko tego pożałowałam.
Gdy otworzyłam drzwi, usłyszałam charakterystyczny dźwięk, lejącej i odbijającej się o szybę prysznica, wody.  
-Przepraszam cię. –wymamrotałam, zamykając drzwi. Po zaskakująco krótkim czasie otworzyły się ponownie, ukazując w nich nagiego Justina. Przygryzłam dolną wargę, podziwiając jego ciało. Mój wzrok lustrował go prawie wszędzie, na co on się zaśmiał cicho.
-Dołączysz do mnie? –spytał. Mimo wszystko nie czekał na odpowiedź, tylko pociągnął mnie do środka. Zaczął zdejmować moje ubrania, a ja po prostu go odpychałam. Nie dawał mi za wygraną, tylko kończył to, co rozpoczął.
-Justin! –pisnęłam, gdy zabierał się za moje majtki. Wiedziałam, że z nim nie wygram, ponieważ był o wiele silniejszy ode mnie. W moich oczach pojawiły się łzy, które następnie bezwładnie lały się ciurkiem po moich policzkach.
-Masz robić to, co tylko ci rozkażę! –warknął, łapiąc za mój nadgarstek. Mój płacz nasilił się, jednak mimo wszystko ruszyłam za nim.
Dlaczego stał się taki oschły i wredny? Gdzie się podział chłopak, którego poznałam w Internecie? Na początku był miły, kochany i sympatyczny. Zawsze sprawiał uśmiech na mojej twarzy, a teraz? Miałam okropny mętlik w głowie.
Gdzie się podział mój Justin?
-Nie płacz- zmarszczył czoło, a ja w tym czasie poczułam, jak o moje ciało uderzają strumyki wody. –Musimy to zrobić dziś, bo czekałem cholernie długi okres czasu. –oblizał wargi, po czym wziął gąbkę, namydlił ją i zaczął myć moje ciało. Nie mogłam odejść od niego, ponieważ miał ściśniętą dłoń na moim ramieniu.
-Nie zrobię nic z tobą…- próbowałam mówić odważnie, ale mój głos się łamał, gdyż płacz mi w tym przeszkadzał. Chłopak tylko wywrócił oczami i zakręcił wodę. Wyszedł pierwszy, zostawiając mnie samą pod prysznicem. Owinął ręcznik wokół swoich bioder, a następnie rzucił jeden, nieco mniejszy, w moją stronę.

   Pchnął mnie na łóżko, od razu zabierając z mojego ciała malutki ręcznik. Krzyczałam, żeby mnie zostawił w spokoju, ale to nic nie dawało.
W tej chwili byłam naprawdę przestraszona i zdruzgotana. Nie wiedziałam, co tak naprawdę się działo. Ja tylko poszłam spać na kilka godzin w ramionach chłopaka, który kiedyś był dla mnie jak anioł stróż, a teraz? Za chwilę stanie się to, czego obawiałam się najbardziej.  W jednej chwili ten chłopak, chłopak, który ratował mnie w najtrudniejszych sytuacjach, stał się dla mnie nikim.
   Płakałam, odpychałam go i waliłam pięściami w jego ramiona do momentu, gdy nie sięgnął do szufladki, znajdującej się obok łóżka, i nie wyjął z niej małej paczki z prezerwatywą.  Rozerwał ją zębami, a następnie założył gumkę na swojego penisa i posłał mi głupi uśmiech. Przymknęłam powieki i bardzo mocno jednocześnie przygryzłam obie wargi, raz jedną, raz drugą, że aż poczułam w ustach znajomy smak krwi.
-Po prostu to zrób i zabij mnie –szlochałam. Chłopak nic nie odpowiedział, tylko od razu wszedł we mnie. Krzyknęłam, ponieważ ból był nie do zniesienia. Przełknęłam głośno ślinę i jeszcze mocniej przymknęłam powieki, zaciskając dłonie i ciągnąć za prześcieradło, kiedy zaczął poruszać się we mnie.
-Skończ… -błagałam, ale w odpowiedzi Justin tylko przyspieszył swoje ruchy, przez które z moich ust wydobywały się niewyraźne jęki. –Justin! –krzyknęłam, po czym bardzo mocno go odepchnęłam. Było to na tyle silne pchnięcie, że zdołałam uciec z łóżka i dobiec do kąta. Szatynowi jakby nawet nie zależało na tym, wręcz przeciwnie- był rozbawiony.
Kiedy uchyliłam okno i stanęłam jedną nogą na parapet, dopiero wtedy wstał, złapał mnie w talii, podniósł i zaniósł do łóżka.  
-Ty niewdzięczna suko –warknął, zamykając okno. Szybko wrócił do mnie, po czym mocno uderzył w policzek, za który się potem złapałam. Spojrzałam w oczy Justina z wyraźnym niedowierzaniem. Chłopak chwilę po tym wyrzucił do kosza zabezpieczenie, które na szczęście wcześniej założył na swojego obrzydliwego penisa.
Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby okazało się, że jestem w ciąży. W dodatku z takim okropnym potworem…
Wewnętrznie skarciłam się za tę myśl. 
-Byłeś osobą, którą pokochałam, jako pierwszą w swoim życiu… -starałam się walczyć z ochotą wybuchnięcia płaczem. Unikałam jego wzroku, patrząc po każdym kącie. –dlaczego mi to zrobiłeś? Czy nie wystarczy ci to, że jest ciężko mi wszystko powiązać? Czuję się taka brudna, taka zła na siebie… Nienawidzę ciebie, całego tego pieprzonego świata i swojego życia, a najbardziej siebie! –wstałam, tym razem płacząc, ponieważ nie mogłam powstrzymać tego. –śmiało, bronią, którą trzymasz w tej szufladce, w salonie, możesz mnie zabić. Wystarczy przyłożyć ją do mojej głowy, a następnie pociągnąć za spust i gotowe. Byłabym wtedy szczęśliwa… i mógłbyś zrobić ze mną to, na co masz tylko ochotę. Moje ciało będzie należeć do ciebie. –uśmiechnęłam się przez łzy. Chłopak spuścił swój wzrok w dół, ale szybko go znów uniósł z powrotem na mnie.
-Chodź, zrobię ci herbatę. –mruknął.
Czy on był poważny? Zostałam zgwałcona przez niego, mówiłam mu o tym, żeby mnie zabił, co było wspaniałym planem, a on chce mi zrobić pieprzoną herbatę?!
-Jaki jest z tobą, kurwa, problem?! –warknęłam.
-Nie tym tonem, księżniczko. –zmroził mnie wzrokiem. Mój płacz tylko się nasilił, a ja pokręciłam głową z niedowierzaniem. 
Kiedy chciałam iść po bluzkę, Justin objął mnie w talii od tyłu, pozostawiając mały pocałunek na mojej szyi.
-Zostaw mnie! –pisnęłam, odpychając go, a następnie ruszyłam z powrotem po zaplanowaną rzecz, która leżała w łazience na podłodze.
Niepewnie po nią sięgnęłam, założyłam na swoje ciało, na którym następnie znalazły się inne części garderoby. Każdy ruch sprawiał mi ból w miejscu intymnym. On zrobił mi to tak, jakbym była jakimś zwierzęciem, maskotką. Nie chciałam być za coś takiego uznawana…, ale byłam.

Tak siedzieliśmy w grobowej ciszy, wpatrzeni w pustą przestrzeń znajdującą się między nami. Byliśmy pochłonięci własnymi myślami, ja rozmyślałam o kolejnych próbach podjęcia ostatecznego zakończenia życia, a on? Nie wiem. Wydawał się być spokojny i zdenerwowany w jednym momencie, co niezbyt mnie ciekawiło. Po prostu nienawidzę tego momentu, gdzie teraz jesteśmy obok siebie, nie zważając nawet na to, co zrobił mojej postaci zaledwie trzy godziny temu.
Czułam się brudna, jeszcze bardziej niepotrzebna. Czułam jakiegoś rodzaju obrzydzenie do niego, pomimo tego uczucia, ale coś sprawiało, że i tak się nie działo.
Po prostu ten chłopak, który miał najpiękniejsze oczy na świecie, który zawsze mógł cię w jakikolwiek sposób rozśmieszyć, i którego uśmiech był jednym z twoich ulubionych, w pewnym stał się dla ciebie nikim; mimo wszystko czujesz to coś, co było na początku.
Niczym miłość, ale przecież nie wiesz, bo nie doświadczyłeś tego nigdy.
Dlaczego tak siedziałam i myślałam o tym wszystkim? Rozdział skończony. W ciągu ponad rok wywrócił moje życie do góry nogami, w pozytywnym i negatywnym znaczeniu.
 A zniszczył wszystko w zaledwie kilka godzin.
Pokręciłam głową i przygryzłam dolną wargę, starając się powstrzymać łzy, które już się zbierały w moich oczach.  Przymknęłam powieki, złączając swoje palce. Zaczęłam kiwać  głową w górę i w dół, rozmyślając nad wszystkim, co było dookoła mnie.
Wiedziałam już jedno. To zdecydowanie będzie moja ostatnia noc w tym życiu. 



 ~
Hej, kochani.
Witam Was z nowym rozdziałem. 
Naprawdę Was przepraszam, że rozdziały są raz na miesiąc, ale... hej! Staram się :).
Mam pytanie skierowane do Was. 
Chodzi o kontynuację tego, więc przejdźmy do sedna...
Jak możecie się domyślać, kolejny rozdział będzie prawdopodobnie ostatnim rozdziałem, ale wiecie... W kolejnej części będzie zapewne wiele przygód, także ten teges...
Osoby, które chciałyby czytać, niech napiszą swój ushername twittera w komentarzu, a ja was powiadomię, gdy się za to wezmę, jednak nie obiecuję, że to stanie się szybko, wiecie...:D
Dziękuję za przeczytanie tego.
Kocham Was najmocniej na świecie. xx


Liczę na opinię na temat tego rozdziału w komentarzu, tak bardzo, bardzo, bardzo haha.
 

 

2.28.2014

–Zawsze zagubiona w ciemności, szukająca pomocy, by zapalić to światło #17



   Zbiegłam na dół, chcąc zobaczyć, co było powodem krzyku Justina. Niepewnie, jednak z odrobiną odwagi, weszłam do salonu.
-Justin? –zawołałam szeptem. Zrobiłam krok w kierunku przerażonego chłopaka, który bez żadnej oznaki życia patrzył w pustą przestrzeń. Postanowiłam, że najlepszym rozwiązaniem będzie sprawdzenie, czego tak bardzo się przestraszył. Przełknęłam głośno ślinę i zrobiłam to.
-Myślę, że zobaczyłeś coś, co tak naprawdę nie było prawdziwe… - powiedziałam, starając się odnaleźć przyczynę. Szczerze mówiąc, to sama w tej chwili byłam bardzo wystraszona. Nigdy nie widziałam go w takim stanie, a wyglądał niezbyt dobrze. Położyłam swoje dłonie na jego ramionach, w celu uspokojenia go i zwrócenia na siebie uwagi, jednak bezskutecznie. Chłopak wciąż patrzył w pustą przestrzeń, nie wyrażając jakichkolwiek emocji.  Odpuściłam sobie starania i oparłam się o ścianę, zaczynając płakać. Spojrzałam przez łzy na swoje skaleczone nadgarstki, które bardzo wolno się goiły. 
  Nagle Justin jakby odzyskał przytomność i spojrzał na mnie zdezorientowany.  Długo nie musiałam czekać, żeby zostać przez niego otulona.
-Dlaczego płaczesz? –spytał. –Nie płacz. –Otarł łzy, które były na mojej twarzy, a następnie złapał za moje dłonie i je pocałował.
-Gdybyś mnie nie ignorował, chociaż przez chwilę… -wymamrotałam bardziej do siebie niż do niego. Chłopak wywrócił swoimi oczami na mój komentarz.
-Jak zwykle na wszystko narzekasz. Dlaczego nie potrafisz się cieszyć z czegokolwiek? –szarpnął mną, przez co wystraszyłam się. –Przepraszam. –mruknął po chwili. Wyrwałam się z jego uścisku i zaczęłam iść w stronę kredensu po nóż. Brązowooki bacznie obserwował moje ruchy, jednak nawet nie drgnął, żeby mnie zatrzymać.  Otworzyłam pierwszą szufladę i wyjęłam ostre narzędzie. Ustawiłam je naprzeciw swojego serca, praktycznie już mając zamiar wbić to w nie.
-W końcu będę wolna. –uśmiechnęłam się, co było już u mnie rzadkością.
Justin zaczął robić małe kroki do mnie, przez co zaczęłam czuć się coraz bardziej niebezpiecznie. Nawet nie zorientowałam się, gdy wyrwał z moich dłoni nóż i przyłożył do swoich nadgarstków. On chyba nie zamierza tego zrobić? –pomyślałam.
-Jeśli chcesz umrzeć, to dlaczego nie zrobimy tego razem, huh? – uniósł brwi do góry i jeszcze bardziej przybliżył nóż.
-Dlaczego mamy to zrobić razem, jeśli tylko ja tego chcę? –zadałam mu pytanie, mając nadzieje, że odpuści, jednak się myliłam.
-Spójrz… -urwał na chwilę, żeby zrobić sobie pierwszą ranę. Wierz mi lub nie… to był okropny ból, patrząc na to. –Kto powiedział, że tylko ty tego chcesz? –spytał, nadając kolejne trzy rany na swoje ciało.
-Zostaw to! –krzyknęłam, jednak było zbyt późno. Zaczęłam kręcić się nerwowo w kółko, starając się znaleźć jakiś bandaż lub plaster. Zdziwiło mnie to, że tak szybko znalazłam. Pobiegłam po to, wzięłam i wróciłam do chłopaka. Opatrzyłam jego rany, co chwilę spoglądając w jego prawie martwe oczy.
-Nie możesz teraz umrzeć. –powiedziałam, kręcąc głową i starając się zapanować nad łzami.
Być może byłam dziwna, ale pomimo tego, że Justin stał się dla mnie kimś ważnym, kimś, kto dawał mi nadzieje, nie chciałam umierać. To znaczy… Byłam taka niezdecydowana! Tak, chciałam umrzeć. To był mój jedyny cel do zrealizowania w tym podłym świecie. A jeśli poza śmiercią nie ma żadnego świata? Jeśli nigdy nie zobaczę Justina ponownie? Nie mogłam sobie tego poukładać w głowie. Byłam zagubiona, potrzebowałam pomocy, ale nigdy nie starałam się, żeby to naprawić. Jeśli ktokolwiek proponował mi pomoc, na przykład Justin, ja zawsze odmawiałam, mówiąc, że czuję się dobrze. Ale to było kłamstwo! Wystarczyło spojrzeć na moje nadgarstki, które zawsze ukazywały świeże rany.  Zawsze zagubiona w ciemności, szukająca pomocy, by zapalić to światło…
Przytuliłam Justina, jakby od tego zależało wszystko. Niedługą chwilę później moje usta znalazły się na jego. Chłopak był wyraźnie zaskoczony moim nagłym ruchem, gdyż takie coś nigdy nie miało miejsca w moim życiu… Oderwałam wargi od niego i zarumieniłam się lekko.
-Prze-przepraszam- wymamrotałam, chowając swoją twarz w swoje dłonie. Mimowolnie łzy zaczęły spływać po mojej twarzy. –Nie powinnam tego robić. Jestem beznadziejna.
-Kochanie, jest okej. –wyszeptał i zdjął moje dłonie z twarzy. –Nie jesteś beznadziejna. –musnął moje usta, po czym posłał mi troskliwy uśmiech.
-Jak to nie? – pogłębiłam swój płacz. –Przeze mnie nie jesteś czysty! Mogłeś się zabić! Co może być gorszego, niż to? Całe życie starałam się sprawiać, żeby ludzie mnie szanowali, żeby zaakceptowali to, że ja też istnieję, ale ja muszę wszystko spieprzyć! –krzyczałam.  Starałam się zapanować nad narastającym płaczem, ale było to bardzo trudne.  Justin podrapał się nerwowo po karku i starał się powiedzieć cokolwiek, jednak ciągle zamykał swoje usta. –Widzisz? To dlatego powinnam zniknąć. Gdyby nie to, że tak bardzo mnie każdy nienawidzi, zapewne potrafiłabym pozostać silna. Próbowałabym. –szepnęłam po chwili.
-Ja ciebie nie nienawidzę… - uniósł mój podbródek i kciukiem otarł łzy. Posłał mi jeden z najpiękniejszych uśmiechów, jaki mogłam kiedykolwiek zobaczyć. Odwzajemniłam uśmiech, tuląc się do niego.  Chłopak oblizał swoje wargi i jeszcze mocniej mnie przytulił, kołysząc naszymi ciałami. Przymknęłam powieki na dłuższą chwilę. W jego ramionach nie czułam się zagubiona, tylko bezpieczna.  
  -Twój problem tkwi w tym, że nie chcesz nikomu zaufać. Zamknęłaś się w swoim świecie i nie chcesz z niego wyjść.- powiedział Justin, kiedy byliśmy z powrotem w jego sypialni. Przygryzłam dolną wargę, próbując w ten sposób się nie rozpłakać.–Myślę, że wyolbrzymiasz sobie to, że ktoś ciebie nienawidzi, nie próbujesz walczyć z takimi myślami. Założę się, że jest wiele osób, które z chęcią by tobie pomogły. –westchnął.
-Naprawdę jesteś aż taki głupi? Justin, każda osoba, którą spotykam po drodze tylko wytyka mi każdy błąd. To właśnie dlatego ciągle staram się unikać ludzi. Dziś w nocy po raz pierwszy od bardzo dawna się wyspałam… Jestem ci za to strasznie wdzięczna. –uśmiechnęłam się przez łzy i spojrzałam w jego piękne, czekoladowe oczy.   –Mimo wszystko powinnam dawno się zabić. –tym razem popatrzyłam się na jego opatrzone nadgarstki, które były w opatrunek ubarwiony krwią.   
Naprawdę sprawiłam, że chłopak, który był dla mnie wszystkim, chciał sprawić sobie śmierć? To nie on czuł potrzebę zakończenia tego… Zawsze myślał pozytywnie, pomimo otaczającej go rzeczywistości.  To właśnie powód, dlaczego tak bardzo go podziwiałam. Miałam wrażenie, że wystarczyła tylko moja obecność, by kogoś położyć na dół… Ale ten ktoś wstaje i robi mi to samo, jednak z większą siłą i mordem w oczach. Myślę, że udało im się mnie zniszczyć. Moje wszystkie okna są złamane, jednak jeszcze trzymam się na swoich nogach… Właśnie, jeszcze. Czasem myślę, że już dawno jestem martwa, że to tylko okrutna śmierć, ale… to wciąż pieprzona rzeczywistość. 



~
Witajcie, drodzy i  najukochańsi  czytelnicy na świecie.
Wiem, że znienawidzicie mnie za ten rozdział i za to, że tak długo nic nie pisałam.
Czułam się zdruzgotana i było ze mną źle przez ten czas, ale nie poddałam się. Możliwe, że to właśnie dlatego w taki sposób przebiegł ten rozdział. Mimo wszystko mam nadzieję, że pozostaniecie ze mną do samego końca.

Btw. jutro są naszego księcia, aka Justina Biebera, dwudzieste urodziny! Nie mogę uwierzyć, że mój lifesaver jest już taki stary xD ;). 

---

Dziękuję, że sprawiliście mi uśmiech przy ostatnim rozdziale. ♡ Naprawdę się wzruszam przez nie!