10.23.2013

–Nie płacz już #3

Zaczęłam iść coraz szybciej,a moje serce biło jak szalone. Dostałam powiadomienie o wiadomości, i jak się domyślałam, była ona od Justina.
„Uciekaj”
Obejrzałam się nerwowo i nie zauważyłam tego faceta, który  przedtem mnie śledził. Zaczęłam się uspokajać, jednak mój oddech nie był równy.
„Powiedziałem, żebyś uciekała!”  Po przeczytaniu tych słów, zaczęłam się zastanawiać skąd on wie, że jestem w parku. Nieco przyspieszyłam, aż do momentu, gdzie można uznać to za bieg. Ciągle rozglądałam się dookoła. Kiedy w dalekiej odległości zauważyłam niewyraźną sylwetkę, szybko zaczęłam biec  inną stroną. Jak na moje nieszczęście, potknęłam się i upadłam na ziemię.  Usłyszałam, że  ktoś zbliża się do mnie małymi krokami.  Gdy był już obok mojego ciała, szybko wstałam i uciekałam dalej.  Wielki, blady i umięśniony mężczyzna zaczął mnie gonić.  Chciałam dać z siebie wszystko, lecz czułam, że słabnę. Nagle usłyszałam,  że ten, kto mnie jeszcze pięć minut wcześniej gonił, upadł na ziemię. Odwróciłam się i zobaczyłam chłopaka. Miał brązowe włosy. Zauważyłam też, że miał piwne oczy. Był naprawdę przystojny.  Chłopak bił się. 
-Uciekaj! – krzyknął. Stałam w bezruchu. Próbowałam uciekać, lecz nie dałam rady. Moje nogi były zbyt słabe. Cała się trzęsłam. Choć raz w życiu bałam się o własną śmierć. Nie chciałam teraz umrzeć...to dość dziwnie brzmi u mnie, ale tak było. Zaczęłam biec, ale utykałam. Niedaleko zauważyłam ławkę, więc zużyłam swoje ostatnie siły i podbiegłam do niej. Padłam na nią, jakby to był mój ostatni ratunek. Wzięłam głęboki oddech. Zaczęłam płakać. Nagle poczułam obok siebie czyjąś sylwetkę. Niechętnie popatrzyłam się na jego twarz. To był ten sam chłopak, który uratował mnie przed tym obleśnym facetem. Wstałam z ławki, przez co widoczna była różnica między naszymi ciałami. Wydawało się, jakby był wyższy ode mnie jakieś dziesięć centymetrów, jeśli nie więcej... 
-Nie wiem jak ci dziękować, ja…- przerwał mi.
-Ciii… -przytulił mnie. W pierwszej chwili kompletnie nie wiedziałam, co mam robić, ale odwzajemniłam uścisk. – Już dobrze, Molly. Już dobrze…-gładził moje włosy, mrucząc coś w stylu "będzie dobrze, musi być" lub "jestem tutaj".  Z początku w ogóle nie zwróciłam na to uwagi, że wypowiedział moje imię, ale potem, jak oprzytomniałam, zaczęłam rejestrować jego słowa. Wyrwałam się z  jego uścisku i rzekłam zaskoczonym tonem:
-Skąd ty… znasz moje imię? Ja ciebie nie znam! Kim ty w ogóle jesteś?! – wykrzyczałam w jego twarz. Żałowałam jednak swojego tonu, ponieważ w końcu uratował mnie przed gwałtem. Przed oczami pojawiły mi się wiadomości, jeszcze przed tym całym zamieszaniem. Nie… to niemożliwe! To nie może być on!
-Myślę, że ty mnie już znasz… Pokaż mi swoje ręce. – popatrzył na mnie swoim błagalnym wzrokiem. Niechętnie wyciągnęłam spod bluzy moje  zakrwawione ręce. Westchnął. – Czy ja ci czegoś nie mówiłem? Proszę, nie rób tego.
-To nie jesteś ty! Ty nie jesteś Justin!
-Skarbie, to ja… Uwierz mi. –nieśmiało się uśmiechnął. Jego uśmiech spowodował rzadko widzianą u mnie rzecz; również się szczerze uśmiechnęłam. Następną czynnością, jaką zrobiłam było wpadnięcie w jego ramiona i mocny uścisk. –Woho, nie spodziewałem się takiej reakcji! – zaśmiał się uścisnął mnie mocniej.

-Jak ty mnie znalazłeś? –zapytałam- Przecież mieszkasz tak daleko…
-Dla ciebie potrafię przyjechać nawet z drugiego końca świata. – powiedział. Te słowa wywołały u mnie zdziwienie i satysfakcję, której nigdy nie czułam. Nigdy nikt mi nie powiedział coś tak cudownego. Dopiero teraz zauważyłam, jak bardzo był przystojny. Przygryzłam dolną wargę i uśmiechnęłam się, a on mi zawtórował. 
-Dasz radę dojść do domu? –zapytał.
-Myślę, że… nie wiem. Strasznie dzisiaj się czuję - Zauważyłam, że widać moje blizny. Szybko poprawiłam swoją bluzę i wróciłam do podziwiania tej niesamowitej perfekcji. –Ale myślę, że z tobą bym doszła… Masz coś przeciwko? – uśmiechnęłam się łobuzersko, natomiast on tylko pokręcił z głową, uśmiechając się  szeroko. 
-Nie, nic nie mam.
 Zaczęliśmy więc powoli iść do mojego domu.
Nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. Na mojej twarzy cały czas był uśmiech. Byłam wyraźnie zaskoczona tym, co się stało niecałe trzydzieści minut temu.
 Dwadzieścia minut później, gdy byliśmy przy moim domu, kazałam mu zaczekać przy drzwiach, żeby sprawdzić, czy ojca nie ma  w domu. To, co zobaczyłam, po wejściu zupełnie mnie przerosło. Nie mogłam w to uwierzyć.  Wrzasnęłam ze strachu. W ciągu pół minuty, obok mnie znalazł się Justin.  Patrzyliśmy na martwe ciało mojej matki. 
-Zrób coś! – krzyczałam. Nie mogłam się opanować. Po moich policzkach płynęły ogromne łzy. Trzęsłam się ze strachu. Justin wyciągnął swojego iPhone i wykręcił numer na pogotowie. Już minutę później słychać było wyjące syreny.  Widziałam, jak wynoszą moją matkę.
-Tak bardzo mi przykro…- powiedział do mnie brązowooki lekarz z ciemnymi wąsami. Nie mogłam opanować swoich łez. Właśnie uświadomiłam sobie, że kochałam moją matkę, mimo tych wszystkich kłótni, które zawsze kończyły się brutalnie. Znów straciłam bliską mi osobę. 
  Godzinę po tym zajściu znalazłam się w moim pokoju z Justinem. Usiadłam na łóżku. Potem podsunęłam się pod ścianę i zaciągnęłam swoje nogi pod szyję. Końca moich łez nie było widać. Justin znalazł się obok mnie i przytulił.
-Nie płacz już. Proszę. – te słowa sprawiły, że chciałam jeszcze więcej płakać, jednak nie mogłam tego mu pokazać. Przytuliłam się do niego i powiedziałam:
-Naprawdę ci dziękuję za to, że mnie znalazłeś… Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. Jesteś moim jedynym najlepszym przyjacielem. Ale przepraszam cię… muszę to zrobić. – wstałam i poszłam do kąta,  w którym znajdowały się dobrze znane mi przedmioty. Żyletki. Miałam przyłożyć je sobie do żył, gdy jego ręka znalazła się na mojej.
-Nie rób tego. –rozkazał.

~
Hej kochani. Mam nadzieję, że podoba się rozdział. I przepraszam również za  jakiekolwiek błędy (na pewno są) ale pisałam to, bo chciałam dodać rozdział. A ten jest wyjątkowo długi, bo ma 901 słów! 
Bardzo wam dziękuję za wszystkie te miłe słowa. Jeszcze raz przepraszam, że akcja tak szybko się rozwija, ale jest jest wiele pomysłów, które (mam nadzieję) was zaskoczą. 
Kocham was, Julia <3

4 komentarze:

  1. świetne! takie to smunte, ale takie dvfbdgnh *__* jednocześnie...
    nie żeby coś, ale po słowach "Ale myślę, że z tobą bym doszła… " tak się jakoś zaczełam śmiać.. skojarzenia wszędzie XD
    rozdział cudny, weny ♥

    http://we-are-born-to-live-we-live-to-die.blogspot.com/

    (c) Julka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no ja własnie też tak to potem czytałam ahhahahahah

      Usuń
  2. Irytujące kable wszędzie xD rozdział cudny ale więcej CCCCCCCCCCCC:

    OdpowiedzUsuń
  3. Omgg to było takie rghfiohmgfjtfrasdo!kkoominuuyydrsexxrcfvghb. :3

    OdpowiedzUsuń