-Przepraszam.
–Justin po raz pierwszy od dobrych dwóch godzin do mnie się odezwał.
Miałam mu wykrzyczeć w twarz coś w stylu „ty mnie
przepraszasz? Możesz sobie przepraszać, ile tylko zechcesz, ale nigdy ci nie
wybaczę!” lub „naprawdę jesteś taki głupi, żeby myśleć, że ci wybaczę?!”,
jednak mimo wszystko pozostałam cicho. Byłam gotowa to zrobić, ale… wiecie, mam
bardzo niską samoocenę, więc przez to prawdopodobnie będę uważać siebie za
jeszcze bardziej żenującą osobę na świecie.
Nie, żebym już tak nie robiła…
-Nie.- mruknęłam, wstając z miejsca, a następnie poszłam w
stronę szafki, gdzie już z daleka widziałam alkohol.
Nie miałam się upić, nie, nie, nie… Chciałam zrobić coś
zupełnie innego.
Wzięłam dużą butelkę z wódką, po czym podreptałam na górę.
Słyszałam za sobą kroki Justina, ale ignorowałam tę świadomość. Nieco przyspieszyłam, by zdążyć przed nim do
łazienki. Zakluczyłam drzwi, postawiłam alkohol na blacie i zaczęłam poszukiwać
przekąsek.
Gdy w końcu znalazłam tabletki nasenne, nasypałam sobie kilka
na wewnętrzną stronę dłoni i otworzyłam butelkę z alkoholem. Mimowolnie spojrzałam w swoje lustrzane
odbicie, kiedy łzy zaczęły ciurkiem spływać po mojej twarzy. Pociągnęłam nosem,
kręcąc głową w prawo i lewo i zaśmiałam się bez humoru.
-Sprawię teraz, że
poczujesz się jak księżniczka. –powiedziała moja przyjaciółka, posyłając swój słynny
uśmiech amerykańskiej dziewczyny. Nie mogłam nie zawtórować jej. – Ale musisz
zamknąć oczy! – pisnęła, a ja zaśmiałam się i przymknęłam powieki. Złapała mnie
za rękę i zaczęła ciągnąć. Ciągle mówiła mi, czy mam postawić nogę, czy uważać,
żeby się nie potknąć. Była po prostu kochana.
Zimne powietrze
uderzało o nasze twarze, podczas gdy Kelsey w końcu krzyknęła: -Jesteśmy!
Możesz otwo– nie dokończyła. Jedyne, co mogłam usłyszeć, był to strzał w jej
stronę. Jej bezwładne ciało opadło na ziemię, natychmiast przyprawiając mnie o
płacz. Nie mogłam go powstrzymać.
W jednym momencie
wszystko wydaje się takie cudowne… Jesteś z przyjaciółką, którą widziałaś
bardzo dawno, chcesz sprawić, żeby ten dzień był najlepszy w życiu, a dzieje
się kompletnie odwrotnie.
Stałam w bezruchu. Nie
mogłam wydać z siebie żadnego dźwięku… cóż, jeśli nie wliczam w to bardzo
głośny szloch.
Przestałam się patrzeć
na moją martwą przyjaciółkę i uniosłam głowę do góry. Zamarłam. Przede mną stał
ciemnoskóry mężczyzna, który wyglądał na dwadzieścia pięć lat. Jego oczy były
koloru ciemnozielonego, brwi miał krzaczaste, ale idealnie dopasowane do
twarzy. Mówiąc już o niej, była średniej wielkości, owalna, a na koniec usta,
które były uformowane w kształcie serca, jeśli tak spojrzysz w pewnym sensie.
Mój wzrok tym razem
spoczął na jego dłoni, w której ciasno trzymał broń. Z jego ust wydostał się
sprośny śmiech, na co ja jeszcze bardziej zaczęłam płakać.
-Cz-czy zabijesz mnie?
– łkałam. On tylko pokręcił głową i ponownie się zaśmiał. Co było w tym
śmiesznego?! Miałam tylko dwanaście lat, u moich stóp leżała moja martwa
przyjaciółka, a naprzeciwko stał jej morderca! Czy można być bardziej
wystraszonym? No właśnie, nie sądzę, że nie…
Tak bardzo bałam się o
swoje życie. Nie chciałam jego stracić. Ale nawet się nie mogłam poruszyć!
Stałam tam w kompletnym szoku, ze łzami w oczach. Moje ciało zaczęło się
trząść, gdy mężczyzna wyciągnął swoją dłoń w moją stronę.
-Nazywam się Tyson.
Tyson Stone. I zabieram cię do mojego domu, by teraz mieć cię za swoją zabawkę,
bo ktoś –skinął na mnie głową – postanowił wejść na mój teren.
Wzdrygnęłam się na wspomnienia sprzed sześciu lat. Tak
bardzo chciałam usunąć obraz umierającej Kelsey, Tysona i to, co potem ze mną
zrobił, ale nic nie mogłam wtedy wykombinować.
Wtedy.
Przeniosłam swój wzrok na alkohol i tabletki, uśmiechając
się.
-W końcu, w końcu będę mogła to zrobić. –wychrypiałam do
siebie, a następnie przygryzłam bardzo mocno dolną wargę. Mogłam wyczuć znajomy
smak krwi, jednak ignorowałam to.
Zaśmiałam się sprośnie, przybliżając przekąski do moich ust.
-Molly? –wołał Justin przez drzwi. Nie mogłam więcej czekać.
Nie tym razem. Podjęłam już decyzję i dziś jej dokonam.
Oficjalnie kończę ze sobą na zawsze.
Wyciągnęłam swój rozbity iPhone z tylnej kieszeni spodni i
spojrzałam na datę.
22 październik 2010, godzina 16:53.
Pospiesznie po sprawdzeniu tych informacji, włożyłam pigułki
do ust i popiłam je alkoholem.
Muszę się przyznać, że to nie był pierwszy raz, gdy „piłam” alkohol… Tyson kazał mi to robić, pomimo
mojego młodego wieku. Nie musisz się więc mnie pytać, jak się wtedy czułam.
Przed moimi oczami zaczęło robić się ciemno, mój żołądek
zaczął wariować. Samo serce biło jak szalone. Upadłam na ziemię, tłucząc
szklaną butelkę wódki, którą trzymałam w dłoni.
Następne ostatnie, co mogłam wyczuć, było zamykanie się
moich powiek i odpływanie w nieznane mi krainy.
~
Tadaaaa!
Mam dla Was ostatni rozdział The Suicide's Diary...
Jestem ogromnie wdzięczna za bycie ze mną, za te wszystkie słowa otuchy, że wierzyliście we mnie... To wiele dla mnie znaczy. Kocham Waaas, wiecie?
Najbardziej na świecie.
Jestem zdeterminowana, by przekazać wam to… Naprawdę wiele znaczyły dla mnie wasze
komentarze. Nawet, gdy niektóre były niemiłe, ale były, hej! Czasem warto.
Okej, nie będę was zanudzać swoimi podziękowaniami.
Było mi przyjemnie pisać to fan fiction, ale wszystko się kiedyś kończy, racja?
Możliwe, ze w najbliższym czasie (w moim przypadku bardzo późno, może nawet za kilka miesięcy) podam tutaj link do tak jakby kontynuacji tego.
Uwierzcie mi, będzie tysiąc razy lepsze niż to!
Kocham Was, dziękuję za wszystko.
Wasza Julia. xx
Wspaniały shfksj szkoda że to już koniec:(
OdpowiedzUsuńJak Ty mogłaś to zrobić, skończyć moje ulubione ff. :c
OdpowiedzUsuń@yoxbiebs
Po prostu dziękuję.
OdpowiedzUsuńZa wszystko, co dla mnie zrobiłaś przez to fanfiction.
-Basia